Myślątka na łąkach (6)

Łąka szósta:

 

Tu na ziemi najbardziej przeszkadza nam grzech pierworodny, tj. to, że my sami potrafimy nazywać to jest dobro, a to zło. Pierwsze co zyskamy po naszej śmierci, to jasność spojrzenia – już nie sami będziemy nazywać, lecz przyjmiemy Boży ogląd tego, co dobre, a co złe.

 

 

 

Wigilia

Dziś po raz ostatni w tym roku byłem  na mszy roratniej. a Jezusik, jak przed rokiem jest już tuż, tuż:

 

  

Życzę Wam, by wraz z pierwszą gwiazdką, gdy już Pan Jezus zagości w Waszych sercach, by tam zamieszkał na cały rok.

 

 

 

 

Myślątka na łąkach (4)

Łąka czwarta:

 

Obiektywnie mądrość jest zdolnością rozpoznawania i kierowania się wolą Bożą w swoim praktycznym działaniu – tylko ten, kto wybiera drogę, jaką Bóg mu wyznaczył, jest prawdziwie mądry.

Zatracając powiązanie mądrości z Bogiem, stwarzamy sobie szerokie możliwości nazywania siebie mądrymi.

 

 

 

Myślątka na łąkach (3)

Łąka trzecia:

 

Chłop ma być dla baby chłopem w wolności baby, a baba ma być babą dla chłopa w wolności chłopa.

Co to znaczy w wolności?

Oznacza to po prostu Z WYBORU.

A zatem to baba wybiera, że jej chłop jest chłopem i to chłop wybiera, że jego baba jest babą. Ale zarazem baba pozwala chłopu być chłopem (to jest jej wybór), a chłop pozwala babie być babą (to jest jego wybór).

Myślątka na łąkach (2)

Łąka druga:

 

Rolę ojca kształtuje matka (ojciec sam się nie wykreuje, choćby nawet chciał i wiedział, o co w tej roli chodzi). Jeśli mąż nie jest dla żony chłopem, to nie stanie się ojcem dla swoich dzieci.

 

 

 

 

Rodzaje miłości (4)

4.

Zapowiadałem trzy odcinki, a dopisałem jeszcze czwarty.

Dlaczego? – by postawić parę kropek nad i.

Myślę, że wszyscy wpadli na to, że bezpośrednią przyczyną napisania tego cyklu były te bezsensowne oszczerstwa pod moim adresem, do jakich posunął się szantażysta. Bo tak to już z szantażami jest, że niby każdy wie, że nie należy takich rzeczy traktować poważnie, a jednak jakiś smród pozostaje. Chciałem więc wszystkim przypomnieć, że gama uczuć związanych z przyjaźnią i miłością jest znacznie szersza, niż sama tylko miłość erotyczna.

Jednak choć bezpośrednia przyczyna powstania cyklu była taka, to miał to być tekst ogólny, poruszający ważny w moim przekonaniu problem i to problem dotyczący wszystkich. Niestety u większości czytelników pojawiła się postawa mnie to nie dotyczy (no bo ja nie jestem ani podtatusiałym facetem, ani dziewczyną zakochaną w księdzu) (dopisuję to po publikacji pierwszego odcinka).

Tymczasem problem dotyczy każdej z was – każda z was powinna umieć nazwać uczucia, jakie się w niej rodzą.

Choćby takie uczucia, jakie rodzą się w was do starszych mężczyzn, którzy akurat księżmi nie są. Reakcje na to, jakie znam, są dwojakie – wchodzicie w pełni w takie układy, traktując je, jakby to była miłość erotyczna, a dopiero po jakimś czasie dostrzegacie, że to nie o to chodzi i zaczynacie nazywać ten układ toksyczną miłością, lub mówicie, że to tylko seks. Chcecie to przerwać, ale nie potraficie.

Druga reakcja jest odwrotna – od tego trzeba uciec jak najdalej, to uczucie mnie zniszczy, nie dam sobie z nim rady, rozbiję rodzinę, unieszczęśliwię i siebie i jego. Koniecznie trzeba spalić za sobą wszelkie mosty, by oddalić to zagrożenie.

Pierwszy przypadek niszczy was, bo przecież pragniecie ciepła, pragniecie miłości, a dobrze wiecie, że tego tam nie ma. Nie potraficie jednak odejść, gdyż utraciłybyście nawet to chwilowe złudzenie, że jesteście kochane. Wiecie, że w tym nie ma miłości, ale mimo wszystko wtedy, gdy jesteście razem, czujecie się kochane. I tego nie chcecie stracić.

Drugi niszczy was, bo same czujecie niesmak do siebie – to palenie mostów dużo was kosztuje: rany zadawane jemu, krwawią w was samych. Zaczynacie sobą gardzić, bo przecież same po sobie się nie spodziewałyście takich rzeczy. Aby się ratować, zaczynacie sobie wmawiać, że on zasłużył na takie traktowanie; tworzycie w sobie jego obraz jako człowieka całkowicie zanurzonego w nienawiści. Tylko że ten obraz pęka w każdej konfrontacji z rzeczywistością, bo przecież on nie jest taki. Same więc czujecie jeszcze większy niesmak do siebie i jeszcze bardziej burzycie mosty.

W moim przekonaniu w obu przypadkach jest to efekt niewłaściwie rozpoznawanego rodzaju uczuć, a ściślej narzucającego się wraz ze wzorcami kulturowymi modelu miłości erotycznej – podlega im ten facet (pierwszy przypadek), ale ulegacie nade wszystko wy. O ileż wasze życie byłoby prostsze, gdybyście do tych uczuć, które w was się rodzą, nie dokładały od razu wyobrażeń o Erosie? A dokładacie, jak sądzę, nie dlatego, że bez niego nie potraficie sobie wyobrazić spełnienia swych uczuć, lecz dlatego, że wydaje  się wam, że skoro pojawiły się uczucia, to za tym MUSI iść Eros.

Mówiłem, że tekst jest ogólny, że dotyczy wszystkich, a tymczasem piszę jedynie o dziewczynach, które pokochały starszych facetów. Ale to znowu tylko pozór – każdej z was polecałbym tę ostatnią refleksję i to zupełnie niezależnie od tego, w jakim wieku jest ten, którego pokochałyście.