Głębokim pokojem napełnia mnie myśl o chwili, w której Bóg wezwie mnie do siebie – z życia do życia.
Jan Paweł II
Miałem wielkie szczęście, że przed laty wydawało mi się, iż Pan chce mnie zabrać do siebie. Obudziłem się w środku nocy i było mi duszno. Żona otworzyła okno na oścież, a mnie nadal było duszno – a gdy przysiadła na łóżku (bardzo delikatnie), wydawało mi się, że cały świat zaczął wirować.
Właśnie wtedy zacząłem się modlić i oddawać Panu wszystko – także swoje życie. W tym momencie pomyślałem – Ale ja jestem hojny: oddaję Bogu to, co i tak do Niego należy. Ten dystans do samego siebie sprawił, że wszystko ode mnie odeszło – tak, że nawet karetka nie zdążyła przyjechać (gdy przyjechała i tak zabrali mnie do szpitala, ale już było wiadomo, że już po wszystkim, że już nic złego się nie wydarzy).
To wydarzenie odcisnęło się na moim życiu – od tego momentu wiedziałem już, że w chwili zagrożenia życia nie odwrócę się od Boga, a przeciwnie – będę Mu się powierzał, wiedząc, że jestem w najlepszych rękach.
Jest wielkim praradoksem, że dziś mam bardzo poważne wątpliwości, czy moje życie się Panu na coś przydało (wręcz wszystko wskazuje na to, że nikomu nic nie dałem, że nie wypełniłem tego, czego Pan ode mnie oczekiwał – a jednak mimo wszystko mnie również (tak, jak JPII) głębokim pokojem napełnia myśl o chwili, w której Bóg wezwie mnie do siebie.
Z życia do życia.