Miłujcie waszych nieprzyjaciół

(38) Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! (39) A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. (40) Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. (41) Zmusza cię ktoś, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. (42) Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. (43) Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. (44) A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, (45) abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. (46) Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? (47) I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? (48) Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.

Czekałem na nową notkę, licząc na zupełnie nowy temat. Tymczasem nie jest to takie łatwe – nie mam w realnym życiu nikogo, kto by mnie nienawidził (a w każdym razie nic mi o tym nie wiadomo), a więc muszę odnosić się do świata wirtualnego. No a tu osobą, która najsilniej deklaruje do mnie nienawiść jest M.
Oczywiście nie będę wchodził w tego przyczyny – bo nie chcę już o niej pisać, lecz powinienem przyjrzeć się swojemu stosunkowi do niej.
To, że nie ma we mnie choćby cienia nienawiści, mam nadzieję, że każdy widzi – nikt nie znajdzie choćby jednego słowa np. poniżania, a tym bardziej pogardy… I nie wynika to z tego, że muszę się hamować – po prostu nic z tego we mnie nie ma.
Ale to nie oznacza,  że te relacje są bezproblemowe. M cały czas wypisuje zaczepne komentarze, które muszę usuwać. Nie czuję się wtedy dobrze – to nie powinna być moja rola, nie czuję się dobrze, jako cenzor. Zdecydowanie wolałbym rozmawiać – ale do rozmowy potrzebna jest wola obu stron. Skoro jej nie ma, to nie mam wyjścia – muszę być cenzorem.
I w żadnym wypadku nie jest tak, bym M potępiał w czambuł – nie mogę mieć zaufania do tego, co mówi, ale jednak nawet dostrzegając jej nieczyste intencje, potrafię zauważyć, że generalnie mówiła prawdę. Paradoksalnie więc to, że sama siebie obciążała, potwierdzało to, że w głównych tezach przekazywała prawdę.
Ona skora jest każdego potępiać (vide jej stosunek do Alby), jednak ja jej nie potępiam. Czy jednak zrobiłem dość, by wydobyć z niej dobro, które na pewno w niej jest – niestety nie. Z tym kompletnie sobie nie radzę.

Zamiast podsumowania

Na koniec M rozbawiła nas wszystkich i chwała jej za to, bo ile czasu można się denerwować w kółko tym samym.
Niestety to, co nade wszystko nam przedstawiła, do śmiechu nie zachęca. Pomijając bowiem intencje, dla których M zaczęła to ujawniać, musimy niestety uznać, że wiedziała o czym mówi.

Niech wasza mowa będzie: Tak, tak

(33) Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi. (34) A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie – ani na niebo, bo jest tronem Boga; (35) ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. (36) Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nawet jednego włosa nie możesz uczynić białym albo czarnym. (37) Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.

Nie tak dawno na zaprzyjaźnionym blogu pojawiła się pewna osoba i zaczęła oskarżać jednego z blogowiczów o to, że jest onetowym mącicielem, którego zadaniem jest mącenie w głowach młodych ludzi i zasiewanie w nich liberalnych stereotypów. Oskarżenie to w żadnym wypadku nie przekraczało żadnych dopuszczalnych granic i ten poziom utrzymywało w kolejnych wymianach zdań, w których oskarżycielka zadawała oskarżonemu pytanie kim ty jesteś i zapowiadała, że w każdej chwili może to ujawnić. Wymiana zdań stawała się co raz bardziej nerwowa, aż w końcu oskarżany wybuchnął:

Jesteś nie tylko wredną dewotką szerzącą podłe kłamstwa, oszczerstwa i insynuacje, ale zwykłym internetowym śmieciem, zasmradzającym jedynie blog [i tu nick autorki bloga].

I teraz rodzi się pytanie o granice dopuszczalnych oskarżeń. W powstałej po tym pyskówce zdecydowanie broniłem Oskarżycielki – zwracałem uwagę, że obowiązkiem każdego wierzącego jest w pierwszej kolejności napomnieć grzesznika, by się opamiętał, a jak można to czynić w dzisiejszym anonimowym świecie, w którym stykamy się z różnymi ludźmi jedynie w przestrzeni wirtualnej? Jedyna szansa, to właśnie takie wiem coś, ale nie powiem… Rozumiem, że to może być denerwujące, ale czy są szanse na jakikolwiek inny sposób upominania?
Oskarżająca mówiła zresztą, że ujawni swoją wiedzę, ale nie publicznie – oskarżany zapowiadał możliwość wytoczenia procesu o zniesławienie, a więc to oczywiste. Gdy jednak zacząłem się upominać o spełnienie tej zapowiedzi, to okazało się, że to ja jestem ordynarny i chamski w słowach (choć żadnych takich słów nie było), a nawet miałem okazję przeczytać:

I nie pozwolę, żeby taki ktoś jak ty wycierał sobie gębę takim człowiekiem jak [i tu nick oskarżanego]

I teraz rodzi się pytanie, czy jednak nie jest jednak tak, że w podobnych sytuacjach należy ostro reagować i usuwać zarówno wypowiedzi oskarżającej (jeśli za oskarżeniami nie stoją jakieś fakty), jak i oskarżanego (który, gdy nie ma jak się bronić, sam się rzuca jak wściekły pies)?
(37) Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.

Wy jesteście solą ziemi

(13) Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. (14) Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. (15) Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. (16) Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.

No właśnie, co zrobić, jeśli sól utraci już swój smak (co oczywiście odnoszę do siebie)

Święto Ofiarowania Pańskiego

Dzisiaj zamierzałem w końcu napisać nową notkę – szczególnie, że to wypada w dniu Ofiarowania Pańskiego. Ostatnia notka była na Trzech Króli, więc pierwsza po przerwie powinna być właśnie na Matki Boskie Gromnicznej (jak to w tradycji ludowej nazywane jest to święto).
Okazało się jednak, że nie potrafię. Kompletna blokada.
To przecież prawda, co mówi Marek Jan, że na blogu s. Małgorzaty nikt za mną nie tęskni. Innymi słowy to tylko mnie się wydaje, że piszę rzeczy ważne, innym potrzebne – absolutnie tak nie jest. To, co mnie wydaje się ważne, konieczne do zrozumienia, by sensownie żyć, w oczach innych jest głupotą, napinaniem się, czymś, co z życiem nie ma nic wspólnego… Do świadomości innych przemawia to, co mówi Marek Jan, a nie to, co ja mówię… Jestem bezużytecznym sługą…
„Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2,34)