Kpina z chrześcijańskiej eschatologii?

Zacznę od tego, że sam pamiętam czasy, gdy wszyscy (a nie tylko wierni) byli zwróceni w kierunku ołtarza, pamiętam mszę po łacinie (ministrantura też była po łacinie, choć przynajmniej ta, którą miałem, zawierała również tłumaczenia).
Ale wówczas chodziłem do najbliższego kościoła (jakieś 50 m; parafia jest 3 razy dalej – 150 m), który jest kościołem oo. redemptorystów. Dziś nieco inaczej się kojarzą, ale sam mogę zaświadczyć, że byli bardzo postępowi – gdy tylko Sobór Watykański II wprowadził liturgię w językach narodowych, u oo. redemptorystów taka od razu była, zanim pojawiła się w kościołach diecezjalnych.
I przyznam, że mnie to bardzo odpowiadało. Mój rodzony brat (15 lat ode mnie starszy) zawsze mówił, że jemu zabrakło sacrum po zmianie liturgii, ale mnie zmiana liturgii bardzo odpowiadała.

Piszę o tym wszystkim w odpowiedzi na słowa Józefa:
Nie dziw się,że odwiedzam takie strony,ale do I-szej Kom.Św.przystąpiłem w 56 r.,mam z niej pamiątkę,czyli książeczkę(modlitewnik) z polskim i łacińskim tekstem,którą nadal zabieram gdy idę do kościoła.,z której przygotowuję się m.in do spowiedzi.
Ambonę w moim Kościele zdjęli mi ok.67-68 r.,więc byłem już wtedy dorosłym młodzianem.
Ale sentyment do tamtych Mszy Świętych,kazań głoszonych z ambony,gdzie mój śp.ksiądz Proboszcz potrafił niezauważalnie palcem mi pogrozić i tylko ja wiedziałem za co,Komunii Św. na kolanach pozostał i nic także na to nie poradzę.

Chcę więc pokazać, że doskonale rozumiem, że odbiór liturgii to kwestia indywidualna i każdy może inaczej reagować. Dlatego cieszy mnie, że są kościoły w których msza jest odprawiana w rycie trydenckim, bo każdy może wybrać to, co mu najbardziej odpowiada.

Gorzej, gdy dzieją się takie rzeczy, jak witryna, w której przedstawia się Franciszka, jako fałszywego proroka – takie coś jest po prostu w Kościele niedopuszczalne: nikomu nie zależy tak na rozbijaniu jedności Kościoła, jak szatanowi. Nie mam najmniejszych wątpliwości co do autentyczności troski o Kościół autora bloga, ale obawiam się jednak, że wbrew swoim intencjom autor Kościołowi wcale nie służy.

Józef podał następującego linka:
https://franciszekfalszywyprorok.wordpress.com/2016/07/28/pierwsze-wystapienie-franciszka-w-oknie-kpina-z-chrzescijanskiej-eschatologii/

Dobitnie chcę podkreślić uczciwość tej notki przejawiającej się nade wszystko w podawaniu źródeł.
Zdecydowanie zachęcam do przeczytania tej notki, ale sam przedstawię kilka cytatów:

W moim odczuciu wystąpienie Franciszka jest wyraźną parodią chrześcijańskiej eschatologii. W ogólnym nastroju entuzjastycznej franciszkomanii, bez choćby chwili uważnego przeanalizowania tego, co Franciszek rzeczywiście powiedział, nie jest łatwo dostrzec, że odżegnuje się on od zdrowej tradycji duchowości i praktyki chrześcijańskiej.

Zasadniczy problem w wystąpieniu Franciszka jest taki, że z miejsca czyni on z Macieja świętego, twierdząc w sposób całkowicie niezrozumiały, że jest on już w niebie. Skąd Franciszek wie, że Maciej nie jest jeszcze w czyśćcu?

Nie taka jest praktyka Kościoła, aby na podstawie zaangażowania w jakieś słuszne sprawy, choćby przy wydarzeniach religijno-społecznych, i śmierci z powodu choroby czynić z kogoś świętego i od razu go w praktyce go kanonizować, twierdząc że koniecznie musi być już w niebie. Nawet w przypadku osób prowadzących życie świątobliwe, Kościół zawsze zachęca do modlitwy za duszę danej osoby. Nie znamy jej sumienia i niczego nie możemy być pewni.
Święci, którzy są w niebie, powinni być dla nas przykładem wiary.
Aby stwierdzić, że ktoś jest w niebie, potrzeba wiele elementów. Świętość wymaga choćby heroiczności cnót.
Czy Franciszek chce powiedzieć, że wszyscy, którzy angażujemy się w jakieś inicjatywy społeczno-religijne, trafiamy do nieba?
Jest rzeczą niesłuszną, wręcz parodią i wypaczeniem chrześcijańskiej eschatologii, jeśli nie modlimy się za naszych zmarłych, o zmniejszenia ognia czyśćcowego dla nich, tylko próbujemy się stawiać w ich obecności w niebie.
Wszystko ładnie, pięknie, tylko trzeba jeszcze zadać autorowi tej notki pytanie, czy Papież Franciszek przy tej okazji wygłosił formułę ogłaszającą Macieja świętym?
Skoro nie wygłosił, to po co tyle bicia piany?
Nigdy tu na blogu się do tego nie przyznałem, ale mam takie podejrzenia, że gdy przed 25 laty było poprzednie spotkanie ŚDM w Polsce, to na każdy dzień pielgrzymki na Jasną Górę (bo tam było to spotkanie) była przedstawiana sylwetka jakiegoś świętego – i to nie są podejrzenia tylko fakt. Ale moje podejrzenie są takie (choć tego nie wiem i być może posypią się tu oskarżenia o megalomanię), że w ostatnim dniu pielgrzymki była przedstawiana moja osoba. Czy to oznacza, że ktoś mnie ogłosił świętym? – no nie (choćby z tego powodu, że do dziś jeszcze żyję). Czy to oznacza, że jestem świętym? – też nie (choć zapewne osobiście ks. Prymas Józef Glemp udzielił zgody na takie przedstawienie, a gdy dwa-trzy tygodnie potem podszedł do mnie, gdy na ulicy syna uczyłem chodzić i powiedział „To on już umie chodzić?”, to dobrze wiedział do kogo podchodzi).
Nieszczęściem współczesnego człowieka jest to, że świętość traktuje jako jakąś abstrakcję, jako coś, co jego osobiście w ogóle nie dotyczy. Jeśli Kościół ma być żywy, to każdy, kto jest w tym Kościele, musi czuć, że wezwanie do świętości również jego dotyczy. Że aby zostać świętym wcale nie trzeba być księdzem (choć jak się spojrzy na statystyki, to zdecydowanie to pomaga), nie trzeba od małego dziecka mieć ku temu inklinację (np. bawić się w odprawianie mszy, a przynajmniej być dzieckiem-aniołkiem). Świętym może zostać każdy z nas i tych świętych spotykamy na każdym kroku – oni są pośród nas (choć być może nie jesteśmy tego świadomi).
Jeśli przed 25 laty rzeczywiście było tak, że w ostatnim dniu pielgrzymki byłem przedstawiany, jako święty, to nie po to, by robić ze mnie świętego – lecz po to, by pokazać, że święci są wśród nas, że każdy z nas może być świętym i każdy jest wręcz wezwany do tego, by być świętym. Podobnie gdy Papież Franciszek mówił o Macieju, jak o świętym, to nie po to, by z niego robić świętego, lecz po to, by pokazać To jest jeden z was, znaliście go, pracowaliście z nim, był tak samo zaangażowany w ŚDM, jak wy teraz jesteście. Świętość dotyczy każdego z was, jest dostępna na wyciągnięcie ręki. Będziecie potrafili zostawić wszystko i wybrać Jezusa, tak jak Maciek wybrał, a będziecie już na zawsze należeli do Niego i już zawsze będziecie z Nim!
Taka jest wymowa tego przesłania i jeśli autor bloga tego nie zauważa, to widać jest takim emerytem, o jakim mówił Franciszek i marzy mu się Kościół emerytów, a nie żywy Kościół. Ja wybieram ten żywy 🙂