Razem, czy osobno? (1)

Dziś mija dokładnie 6 lat od mojej pierwszej notki (List 0 z Listów o miłości). Z tej okazji chciałem umieścić nową notkę. I to czynię, choć jej nie dokończyłem (stąd ta jedynka w nawiasie – choć nie obiecuję, że będą następne numerki).


W dzisiejszych czasach powszechnym zwyczajem stało się wynajmowanie wspólnego mieszkania przez grupę zaprzyjaźnionych studentów. Sprawa wydawałoby się całkiem prosta – to najlepsza metoda na to, by obniżyć koszty, no a w grupie raźniej i przyjemniej (szczególnie, jeśli grupa nie jest grupą samych chłopaków, lub samych dziewczyn). I tu wcale nie chodzi o seks – w każdym razie doskonale potrafię sobie wyobrazić grupę, która wcale o tym nie myśli.

Mnie to nigdy nie dotyczyło, bo po pierwsze zwyczaj ukształtował się, gdy ja już dawno byłem po studiach – ale nawet gdyby powstał wcześniej, to nie musiałem studiować w obcym mieście. Niemniej nie widziałem w tym nic złego.

Zresztą nie ma większych problemów z tym, by znaleźć podobne podejście samych księży – oto przykład odpowiedzi udzielonej przez Dariusza Kowalczyka SJ 


A jednak w ostatnim okresie Kościół wyraźnie potępił sam fakt wspólnego mieszkania (bez jakichkolwiek kontaktów seksualnych). Argumentacja była podwójna – zgorszenie, jakie z tego płynie dla innych oraz pokusa, jaką to stanowi dla tych właśnie osób.

Przyznaję, że problemu zgorszenia nigdy nie czułem – zasadniczo jest to problem osłabienia tabu dla postaw niepożądanych i wynikającego z tego zagrożenia znajdowania naśladowców. W praktyce jednak to pewna bardzo charakterystyczna postawa, która z tym, co napisałem przed chwilą, nie ma nic wspólnego. Ale skoro we mnie nie ma tego świętego oburzenia, to może jest to znak, iż uległem już temu zgorszeniu?

Jeśli jednak chodzi o pokusę, to takie zagrożenie rzeczywiście istnieje i trudno udawać, że go nie ma. A przecież codziennie mówimy „I nie wódź nas na pokuszenie” (co dokładnie powinno wręcz brzmieć „i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie” Mt 6:13) – a skoro tak, to nade wszystko sami nie powinniśmy się narażać na pokusy.

Nie ma więc grzechu, jednak jego niebezpieczeństwo rośnie.

Ale to jeszcze nic – najgorsze są zmiany w naszym myśleniu.

No bo jak to było kiedyś? – przez całe wieki to napięcie seksualne, jakie powstawało między młodymi mężczyznami, a młodymi kobietami sprawiało, że obie strony pragnęły małżeństwa. Mężczyźni dążyli do tego, by się usamodzielnić tak, by mogli założyć rodzinę, a kobiety szykowały wyprawę, by powoli przysposabiać się do przyszłej roli (zwrócę też uwagę na wyśmianą dziś instytucję posagu, która pozwalała młodym na odpowiedni start w samodzielne życie – dziś rodzice w ratach spłacają ten posag, głośno przy tym krzycząc, że muszą młodym pomagać, bo przecież sami nie daliby sobie rady). 

Obecnie, nie tylko istnieje przyzwolenie obyczajowe dla wspólnego zamieszkiwania, ale również dla stosunków przedmałżeńskich (przynajmniej w odniesieniu do osób, które się kochają). Nie ma więc już takiego mechanizmu. 

Nade wszystko skutkuje to zdecydowanym spadkiem odpowiedzialności (i to w wielu płaszczyznach):
– po pierwsze dziś młody mężczyzna woli pozostawać na garnuszku u mamusi (no bo to wygodniej),
– po drugie wierność traci na wartości (no bo tylko w obliczu nierozerwalności małżeństwa, wierność staje się wartością bezwzględną); wierność do czasu pozostawania w związku, nie stawia już wymagania dochowania wierności drugiej połówce (no bo zakłada właśnie, że ta połówka może się zmienić),
– po trzecie więc zmienia to perspektywę – już nie MY jest najważniejsze, lecz JA (no bo z samego założenia dopuszczam, że to MY może się zmieniać – jedyne, co pewne, to JA, a więc JA staje się ważniejsze od MY),
– po czwarte, im wcześniej dochodzi do spełnienia seksualnego, tym łatwiej o oddzielenie seksu od miłości (no bo ci, którzy byli jednym ciałem, nie dorośli jeszcze do miłości, a więc w ich przypadku seks nie jest ukoronowaniem miłości, lecz czymś od niej niezależnym),
To wszystko wiąże się z odpowiedzialnością. Ale jest i drugi aspekt – manipulacja! Seks zawsze, ale szczególnie poza małżeństwem, może się stać przedmiotem manipulacji („dostaniesz jeśli…”). Już sam fakt manipulowania świadczy o braku miłości (a w każdym razie o jej niedojrzałości). Ale jest  w tym jeszcze coś – mężczyzna, który poddaje się tej manipulacji, w oczach kobiety traci coś ze swojej męskości!