Spotkania synodalne

Obiecałem Basi, że o tym napiszę – no to piszę. 

Jak sądzę, sprawa się zaczęła od konstatacji, że ludziom najbardziej przeszkadza w KK klerykalizacja – jakbyśmy od tego odeszli, to Kościół trafiałby do szerszego grona ludzi. Współczesny człowiek nie lubi moralizowania, nie lubi, jak się go traktuje z niebotycznych wyżyn – chce być traktowany poważnie, z poszanowaniem jego godności, płynącej z samego faktu, że jest się człowiekiem.

Tymczasem wystarczy jedna wizyta w kancelarii parafialnej np. po to, by zawrzeć sakramentalny związek małżeński, by się przekonać, że ksiądz, to coś więcej niż nawet słynna nadzwyczajna kasta. Księża przez wieki byli wynoszeni ponad i zwykli parafianie w tym się dobrze czuli. Jednak dziś już tak nie jest i liczba parafian maleje.

A więc problemem jest powszechny klerykalizm.

Pomysł papieża Franciszka jest prosty – to jest cały plan spotkań synodalnych, poczynając od spotkań w parafiach (pierwszy rok), poprzez spotkania diecezjalne (drugi rok), aż do synodu powszechnego (trzeci rok).

Spotkania adresowane są do wszystkich parafian – także tych nieaktywnych, a nawet do środowisk jawnie występujących przeciw Kościołowi (jak choćby ruchy LGBT+), których celem jest uświadomienie proboszczom, jakie są pragnienia jego parafian.

Oto przykład z parafii Opatrzności Bożej, gdzie proboszcz w pierwszym rzędzie zwrócił się do wszystkich swoich parafian o wypełnienie ankiet , zawierających 10 pytań:

Pytanie 1: Jako ochrzczony z kim dzielisz codzienną drogę wiary: w życiu zawodowym, w parafii, we wspólnocie? Czy i kim są ci, którzy pozostają na marginesie naszej wspólnoty parafialnej?

Pytanie 2: Czy i na ile potrafimy w naszej parafii i w Kościele słuchać głosu Boga, który mówi do nas, do naszych znajomych, do współbraci ze wspólnot, ale również do osób, które mają inne poglądy lub są wykluczone społecznie?

Pytanie 3: Jakie masz możliwości wypowiadania się w swojej parafii i zgłaszania ważnych dla Ciebie spraw? Co pomaga, a co utrudnia otwarte wypowiadanie się?

Pytanie 4: W jaki sposób modlitwa i liturgia ukierunkowują Twoje życie rodzinne i parafialne i czy pomagają Ci wzrastać we wspólnocie Kościoła? Czy jesteś wsłuchany w Słowa Boga w czasie całej Mszy Świętej? Co pomaga, a co utrudnia głębokie przeżywanie Eucharystii?

Pytanie 5: Co należy zrobić, co zmienić, byś chciał działać w naszej parafii i w Kościele oraz stać się aktywnym uczestnikiem wspólnoty?

Pytanie 6: Jakie widzisz możliwości dialogu między różnymi osobami w naszej parafii i w Kościele? Jakie dostrzegasz możliwości dialogu z wyznawcami innych religii i z osobami, które nie przynależą do żadnej religii lub nie uczestniczą w życiu naszej parafii?

Pytanie 7: Jakie relacje ma nasza wspólnota parafialna z członkami innych kościołów chrześcijańskich? Co i jak możemy zrobić, aby stworzyć i pogłębić te relacje?

Pytanie 8: W jaki sposób zarządzana jest nasza parafia? Jaka jest w niej odpowiedzialność osób świeckich? Co można zrobić inaczej?

Pytanie 9: Jak podejmowane są decyzje w naszej parafii? Co można zrobić, aby ulepszyć wspólnotowe podejmowanie decyzji?

Pytanie 10: W jaki sposób w naszej parafii formuje się wierzących do słuchania siebie nawzajem i do współodpowiedzialności za parafię? Co jeszcze można zrobić aby członkowie naszej parafii chcieli i potrafili decydować wspólnie?

Ankieta kończyła się wolnymi wnioskami:

Twoje własne wnioski i sugestie:

I zapraszała na spotkanie:

Czy planujesz przyjść na takie spotkanie?     Tak  Nie

Jeśli ktoś zainteresował się tym, jak wygląda Droga Synodalna w Niemczech, to wie, jak to jest niebezpieczna droga – tam już droga trwa kilka lat. Takiego kościoła, jaki jest w Niemczech, nie chciałbym w Polsce. Ale dlatego ważne jest, by wszyscy, którym Kościół jest drogi, w tych spotkaniach uczestniczyli i wyrażali swoje zdanie. Kościół tak czy inaczej pozostanie hierarchiczny, co wynika z faktu, że na jego czele stoi nie kto inny, jak sam Jezus Chrystus – ale te spotkania synodalne mają doprowadzić do tego, by zwykli wierni miali jakiś wpływ na swój Kościół. W praktyce przy każdej parafii powstaną zespoły synodalne, których zadaniem będzie opracowanie dokumentów podsumowujących oczekiwania parafian. Ważne jest więc, by każdy wypowiadał swoje zdanie, by przypadkiem się nie okazało, że jedynymi wypowiadającymi się byli np. tylko sami aktywiści LGBT+.

Problem jest tym większy, że obawiam się, iż wielu proboszczów wcale nie będzie chciało organizować takich spotkań – to będą ci, którym taki Kościół, jaki jest, bardzo odpowiada i wcale nie zamierają niczego zmieniać w funkcjonowaniu swoich parafii – to oni rządzą parafią i nikomu nic do tego, jak rządzą. Paradoksalnie w takiej sytuacji swoją nadreprezentatywność zyskają ci, których wizja Kościoła całkowicie burzy dotychczasowe spojrzenie. Na poziomie diecezji właśnie takie spojrzenie zacznie dominować. Spotkania synodalne nie mają nic wspólnego z demokracją – nas zwykłych parafian nikt nie będzie pytał, czy nam te wnioski się podobają, czy nie – wnioski będą takie, jakie będzie zaangażowanie poszczególnych parafian.

46 odpowiedzi na “Spotkania synodalne”

  1. Przeczytałam i rozważam [rozmyślam] jak to jest w mojej parafii.
    Muszę temat przeżuć, bo póki co, wydaje mi się, że będzie to twardy orzech do zgryzienia. Dla moich zębów może okazać się za twardy.

    1. Basiu napisałaś nie znam Proboszcza, który pozwoliłby sobie wtrącać się innym w zarządzanie parafią – ale powstaje pytanie, czego ma dotyczyć to zarządzanie?
      Po co np. troska o przedłużające się remonty, bo trafiły na okres dużego wzrostu prac budowlanych – nie lepiej mieć od tego swojego człowieka? Ja np. na miejscu Twojego proboszcza zatrudnił Twojego męża (o ile by się na to zgodził), by tym zarządzał.
      Podstawowym zadaniem każdego proboszcza jest to, by był duszpasterzem – i ja, jako proboszcz, nie chciałbym się zajmować niczym więcej.

        1. Ale jak im się będzie mówiło w kólko no to idź do zaprzęgu, to wozaków zacznie ubywać 🙂

          1. 1) nie ma kto w kółko mówić „idź do zaprzęgu”;
            to nie w naturze naszego proboszcza
            2) wprost przeciwnie:
            to proboszczowi dorzucają na wóz
            coraz więcej kamieni, aby czuć się wygodnie
            i komfortowo; byle zadowolić swoje „ja”.
            3) wozaków może by zaczęło ubywać,
            ale od tego wóz nie byłby lżejszy;
            zaś ciągnący coraz słabszy;
            4) z pustego to i Salomon nie naleje;
            więc jeśli nie będzie spełnione 5 przykazanie kościelne;
            to „koń ” się zajedzie..

          2. Jakby proboszcz miał swojego zarządzającego w sprawach gospodarskich, to ci, których marzeniem jest być powożącym (woźnicą), szliby nie do proboszcza, tylko do zarządzającego – a ten już by ich pogonił do zaprzęgu!

        2. Proboszcz nie chce mieć swojego zarządzającego; dlaczego?
          Objaśnił mi to przy pytaniu o Radę Ekonomiczną;
          do niej potrzebni są specjaliści – fachowcy,
          a taki dyrektor R.E. sobie życzy -ile ? nie dokończył;
          zaś parafii nie stać na opłacanie etatów;
          sytuacja finansowa jest taka, że niejedna parafia
          nie jest w stanie sprostać kosztom funkcjonowania;
          poza tym;
          pytanie o Radę Ekonomiczną to poniekąd
          objaw braku zaufania co do uczciwości zarządzającego;
          tak źle i tak niedobrze 🙂

          1. No więc po pierwsze trzeba skończyć z takim myśleniem, że Rada Ekonomiczna to oznaka braku zaufania do proboszcza. Taki argument to jest chwyt poniżej pasa i nie wolno się nim posługiwać. RE jest po to, by proboszcza odciążyć od zadań, na których się nie zna i nawet nie powinien się znać – bo jego studia go do tej roli nie przygotowywują.
            Proboszcz ma być duszpasterzem – i jako wierny oczekuję od proboszcza, by rzeczywiście był duszpasterzem.
            No i liczę na emerytów – bo ich wg mnie stać na pełnienie takich zadań. A jak parafianie będą narzekać, że to powinni być młodzi energiczni ludzie, to niech się dodatkowo opadatkują na pensje odpowiednie do kwalikacji.

          2. Leszku> umiesz liczyć, to licz na siebie, a nie na innych, czy to emerytów czy nie emerytów.
            Piękna wizja; „Proboszcz ma być duszpasterzem…”
            pobożne życzenie.
            Wytyczne papieża Franciszka doprowadzą do tego, że odejdą z Kościoła ostatki praktykujących katolików;
            bo coraz mniej osób skłonnych jest do pełnienia roli sponsorów. Nie mają nic do gadania, lecz tylko do wypełniania przykazań; jak nie Bożych to kościelnych.

  2. Dzień dobry
    Nie uważam się (już) za członka swojej parafii, jestem jednak mieszkańcem dzielnicy, do której ta parafia przynależy.
    Dlatego wybieram się na spotkanie synodalne i zamierzam brać w nim udział.
    Nie wiem, czy moje wnioski będą się pokrywały z wnioskami ogółu, ale chcę, żeby mój glos też wybrzmiał w dyskusji.
    Nie dlatego, że zależy mi na dobru proboszcza i jego akolitów ale dlatego, że zależy mi na dzielnicy w której mieszkam a której ważnym elementem jest parafia.

    1. No i słusznie – bo przecież o to chodzi w tych spotkaniach. A tak z ciekawości spytam, czy wykorzystasz te pytania, które przeniosłem ze Świątyni Opatrzności?

      1. Leszku
        Chyba nie skorzystam z przyniesionych przez Ciebie pytań (przynajmniej nie wszystkich).
        Wynika to z faktu, że mnie interesuje co innego niż przedstawicieli kościoła .
        Ja chcę wiedzieć co kościół może zrobić dla mieszkańców swojej parafii (w większości osób starszych, schorowanych) a proboszcz (zapewne) chce wiedzieć co mieszkańcy (w większości starsi i schorowani) mogą zrobić dla kościoła…
        Dlatego ankieta rozmija się z moimi oczekiwaniami.

        Pozdrawiam

        1. No to rzeczywiście tu może być spory problem – to są przecież pytania do parafialnego Caritasu! Mówimy o klerykalizmie w KK, ale bez przesady – nie jest on aż taki, jak sądzisz. Proboszcz daje miejsce dla działania Caritasu, ale to przecież sam Caritas decyduje o tym, komu i w jakiej formie pomaga. Jestem przekonany, że żaden proboszcz w to się nie wtrąca.

          1. Nie zrozumiałeś mnie.
            Ja nie pisałem o pomocy materialnej – bo takiej zdecydowana większość naszych mieszkańców nie potrzebuję ale pomocy w sensie kontaktu ze starą, samotną osobą…
            A takiej pomocy Caritas (generalnie) nie świadczy.
            Tu widzę pole do działania ze strony parafii…

          2. Rzeczywiście się nie zrozumieliśmy.
            A mógłbyś opowiedzieć, jak sobie to wyobrażasz? Bo mnie pierwsze co przyszło do głowy, że to przecież jest zadanie sąsiadów – jeśli ktoś żył we wspólnocie sąsiedzkiej, to taką pomoc ma. Rozumiem, że to jednak chodzi o tych, których sąsiedzi nie odwiedzają. Jak to chcesz zorganizować?

          3. Krzysztofie, odpowiadając na to pytanie, jak to zorganizować, jak sądzę, powinieneś uwzględnić fakt, by ci opuszczeni ludzie doznali pewnego upokorzenia – bo bez tego nic nie wyjdzie. Bo tak jak powiedziałem, ci, którzy żyli razem ze swoimi sąsiadami, takiego problemu nie mają; taki problem dotyczy tylko tych, którzy jakoś gardzili swoimi sąsiadami, a przynajmniej traktowali ich, jak powietrze.
            Jeśli ma nastąpić zmiana, to musi się ona zacząć od wyrażenia skruchy tych ludzi wobec swoich sąsiadów. Gdy tego nie będzie, to nawet jeśli akcja zostanie uruchomiona, to stanie się co najwyżej jednorazową akcją.
            A więc przecyzując swoją myśl, uwzględnij proszę ten pierwszy krok, jaki jest konieczny ze strony tych opuszczonych.

          4. „Ja chcę wiedzieć co kościół może zrobić dla mieszkańców swojej parafii (w większości osób starszych, schorowanych)…”
            a dlaczego to kościół ma coś robić dla mieszkańców swojej parafii???

            Kościół to KTO? BUDYNEK PROBOSZCZ, PARAFIANIE???
            Ot> roszczenia wobec kościoła osób od parafii stroniących.
            A może należałoby stworzyć „koło; organizację, stowarzyszenie” na gruncie bezwyznaniowym, które zajmie się problemem,
            nie tylko osób starszych; ale także młodzieży i …dzieci.
            Może powołacie wolontariuszy w gminie/dzielnicy, czy osiedlu, którzy będą odwiedzać osoby samotne, pomagać w drobnych pracach, a może nawet czytać im książki lub po prostu porozmawiać; a nie wymagać od kościoła;
            Kościół jest od strawy duchowej [sakramenty] , samorząd osiedla/dzielnicy/ gminy od potrzeb cielesnych

          5. Basiu, jak sądzę, Krzysztof chce właśnie coś takiego zaproponować swojemu proboszczowi (bo taka grupa równie dobrze może być przy parafii – czemu nie).
            I dlatego sam zacząłem myśleć nad problemem – no bo jak ci omijani przez innych sąsiadów, sami się na nich nie otworzą, to nawet jeśli proboszcz by jakoś zmobilizował ludzi, to nic z tego nie będzie – sąsiedzi tych ludzi tego nie podejmą. Pierwszy krok musi należeć do omijanych, no i Krzysztof, który jak rozumiem chce to zorganizować, musi pomyśleć, jak ten krok powinien wyglądać? Ja nie mam pomysłu – widzę tylko zagrożenie samej idei, ale pomysłu nie mam.
            Tylko Krzysztof coś się nie odzywa (może nie zdawał sobie sprawy z problemu i się przeraził?).

          6. Leszku> u nas była taka inicjatywa Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej przy parafii; chodziło o wolontariuszy dla wspierania seniorów [osób samotnych i schorowanych] oraz pomoc dzieciom i młodzieży [korepetycje bezpłatne] opóźnionym w nauce.
            Inicjatywa upadła z braku chętnych, bo to nie może być jednorazowe spotkanie, a systematyczne odwiedziny;
            nikt nie ma czasu, każdy ma swoje obowiązki i rodziny.
            Teraz w czasie pandemii, to jest nierealne.
            To temat do dyskusji na oddzielnej notce.

        2. Wiesz Basiu, dla mnie znacznie bardziej istotne jest to, że ci, którzy nawiązywali kontakty ze swoimi sąsiadami przed laty, teraz nie mają takich problemów,by nikt ich nie odwiedzał. Problemy mają tylko ci, którzy pogardzali swoimi sąsiadami, a co najmniej traktowali ich, jak powietrze.
          Jeśli ci ludzie nie ukorzą się przed sąsiadami, jeśli będą uważali, że im ta opieka się należy, to ci sąsiedzi, których uda się namówić do tej akcji, po pierwszym kontakcie wycofają się z tego – bo po prostu wyczują, że przez te lata ci opuszczeni niczego się nie nauczyli.
          Taka akcja by pomagać, by pogadać, ma szansę tylko wtedy, gdy między tymi ludźmi wytworzy się jakaś więź – a jaka się wytworzy zależy wyłącznie od tych opuszczonych. Jeśli z nich wypłynie prawda – a więc to, że sami doprowadzili do takiej sytuacji i dopiero teraz to zrozumieli, to z tej prawdy może się wytworzyć więź. Więź zawsze jest oparta na prawdzie.

          1. Leszku> nie do końca zgodzę się z Tobą.
            W mieście, w blokach kontakty sąsiedzkie
            ograniczają się do „dzień dobry”;
            a gdy ludzie starsi i schorowani nie wychodzą
            z mieszkania, to nawet owego „dzień dobry” nie ma.
            Zaś u nas jest inny problem;
            młodzi wyjechali „za chlebem”; pracą
            i lepszym życiem za granicę;
            opuszczając rodziców;
            którzy teraz są starzy, schorowani
            i samotni. Sąsiedzi również są w takim wieku.
            Pandemia zamknęła ich w domach,
            nawet do kościoła nie mogą się udać,
            a dla wielu to była jedyna okazja także do
            spotkań i rozmowy z innymi.
            Nasz proboszcz odwiedzając ich raz w miesiącu
            dostrzega problem, lecz jedyne co może
            to na każdej mszy św. umieszczać ich w intencjach
            modlitewnych. On jeden [wikarych brak], a tych
            potrzebujących rozmowy jest wielu.
            Gdyby brat nie był u nas lecz w swoim domu;
            to też nikt by do niego nie zajrzał.
            Od zawsze był samotnikiem, a teraz rówieśnicy już odeszli do Pana; młodzi nawet go nie znają.
            Młodzi inne sprawy na głowie mają; inny świat
            niż ten sprzed 93 lat.

          2. Gdyby brat nie był u nas lecz w swoim domu;
            to też nikt by do niego nie zajrzał.
            Od zawsze był samotnikiem, a teraz rówieśnicy już odeszli do Pana
            – tak dokładnie to Twój brat wymaga opieki pielęgniarskiej, a więc to jest zupełnie inna historia. Ale gdyby był wystarczająco zdrowy, to rzeczywiście mógłby być uczestnikiem takiej wzajemnej pomocy sąsiedzkiej. Tyle, że sama napisałaś, że on zawsze był samotnikiem – właśnie ta sytuacja wymagałaby rewizji własnego stosunku do sąsiadów. On najpierw musiałby się wobec nich ukorzyć, by wejść do ich społeczności. Jest doskonałym przykładem problemu, o jakim ja mówię. Jakby poznał osoby ćwierć wieku od siebie młodsze, to czy dziś nie miałby o czym z nimi rozmawiać? Jego rówieśnicy mówisz, że wymarli; tacy ćwierć wieku młodsi w czasach jego młodości byli poza jego zainteresowaniem – ale dziś by mogli być dla siebie partnerami. Ale tu najważniejsze jest przełamanie siebie, wyjście do innych z miłością.

          3. Nie Leszku> jeśli ktoś jest domatorem to nie wyjdzie do innych; obecnie wiele jest takich osób.
            W dużej mierze przyczyniła się do tego pandemia.
            Ten problem powoli jawi się także na moim horyzoncie.
            Jest potrzeba kontaktu z ludźmi, brak warunków i możliwości. Póki pracujesz masz kontakt z ludźmi,
            nie masz nadmiaru wolnego czasu; czy m.in nie dlatego podjąłeś się zatrudnienia na jakąś część etatu???
            dziś młodzież [ludzie młodzi] albo mają obowiązki zawodowe, albo rodzinne, albo…internet, telewizor; albo gry . Starzy ludzie nie mają szans nawiązać z nimi wspólnej nici. Widzę to po moich wnuczkach.
            Najlepszy kontakt mam z tym półtorarocznym wnuczkiem 🙂 jak długo???

  3. Taaak> to mogą być ciekawe spotkania;
    moim zdaniem > należy brać odpowiedzialność
    za całość spraw parafii [ w tym m.in finanse]
    a nie tylko wycinkowo, roszczeniowo;
    tyle – ile mnie dotyczy, a o resztę niech martwią się inni..

    1. Dokładnie. To oczywiście musiałoby być odpłatne – a więc normalnie rozliczane etaty. Siłą rzeczy pensja by nie była duża, bo parafie nie są bogate – ale właśnie na emerytów mogłyby liczyć (nikt w sile wieku nie przeszedłby pracować do parafii, bo trudno by dopłacał); dla emerytów dodatkowe pieniądze mogłyby być atrakcyjne – dokładali by nade wszystko po to, by się czuć potrzebni, by widzieli, jak dużo mogą dać innym.

      1. Dinozaury wyginęły;
        działalność charytatywna też na wymarciu;
        społeczeństwo [także wspólnotowe] wygodne;
        byle czym [byle ochłapem] się nie zadowoli;
        bardziej roszczeniowe niż do pracy skore;
        potrzebni „fachowcy” a nie ochotnicy;
        to nie te czasy, gdy można było zadowolić człeka byle czym;
        urobisz się jak koń, a na koniec przyłożą Ci batem;
        Popatrz jaki jest owczy pęd do władzy, do kasy; diety;
        począwszy od radnych gminnych do państwowych;
        a do rady duszpasterskiej [bo za friko] chętnych brak.

        1. A ja myślę, że znaleźliby się emeryci, którym niższe niż na rynku wynagrodzenie by starczyło. Gdy ja się w firmie godziłem na to, by mieć jeszcze 2/5 etatu, to o pensję nie pytałem (choć jak się okazało dostałem rzeczywiście wysoką podwyżkę) – mnie odpowiadało to, że od czasu do czasu będę mógł robić to, co lubię. Wysokość pensji przy emeryturze nie jest wcale tak istotna.

          1. Emeryci fachowcy znajdą sobie fuchę, która ich zadowoli finansowo; albo mają tak wysokie emerytury, że nie opłaca się im fatygować;
            zaś emeryci nie fachowcy są przydatni do okazjonalnych prac porządkowych [bieżąca dbałość o czystość nalezy do firmy sprzątającej],
            do pomocy przy dekoracjach;
            fachowców nie zastąpią; nieprzydatni tak jak ja;

          2. No to Ci mówię, że sam jestem przykładem tego, że wcale nie kierowałem się pensją – ważniejsze dla mnie było to, bym czuł się użyteczny.
            Spróbuj wybadać męża, jak on by do tego podchodził? (bo nie mam najmniejszych wątpliwości, że doskonale by się sprawdzał w takiej roli)

  4. Wiesz Basiu – te rozmowy bardzo dużo mi dały, bo jednak wykrystalizowało się we mnie moje spojrzenie na parafię i uwierzyłem, że taka wizja może się kiedyś spełnić.
    To rzeczywiście jest proste – oddzielić funkcje kapłańskie od całej reszty; od kapłanów wymagać pełnienia funkcji kapłańskich, a świeckim powierzyć całe to materialne funkcjonowanie parafii. I nie tłamsić niczyjej inicjatywy – no bo z jednej strony spodziewam się, że trudno tu się opierać na ludziach w sile wieku (ze względu na to, że nasze parafie wcale nie są bogate – mimo krążących legend o bogactwie Kościoła), co wywoła aż nadmierne zaangażowanie emerytów. Jednak z drugiej strony przyszłość Kościoła zawsze należy do młodych – a więc bez aktywności młodych, Kościół po prostu wymrze. Odzew wśród młodzieży tego, co robi o. Szustak, pokazuje, że mądrrze prowadzona młodzież od Koscioła wcale nie ucieka. Ale do tego są potrzebni tacy kapłani, jak o. Szustak – a więc nade wszystko tacy, w których nie ma najmniejszego nawet fałszu. Młodzież jest wyczulona na fałsz, wyczulona na pustosłowie. No ale ksiądz, który jest wyłącznie kapłanem (a nie jakimś administratorem) może trafić do młodych – tak, jak czyni to o. Adam.

    1. Leszku> o ile większość wiernych ma zaufanie do księży w kwestii finansów, to już wobec świeckich administratorów byłoby to pole do popisu dla zawiści, dla podejrzeń, dla plotek, pomówień itd.
      taka już jest natura ludzka; nieufna, podejrzliwa, zawistna…
      Administratorem i tak musiałby być ksiądz, aby nie wzbudzać w ludziach nadmiernych emocji . Przecież nawet wobec księdza, w niektórych parafiach tworzone są historie nie z tej ziemi; ujmę to starym powiedzeniem;
      „kto ma księdza w rodzie temu bieda nie dobodzie”.
      Teraz wyobraź sobie, że jesteś tym administratorem a ludzie patrzą Ci na ręce, obserwują całodobowa aby przypiąć łatkę.
      Nawet błahostka [np. nowy płaszcz u żony] zostanie potraktowany jako „dorobienie się na „administrowaniu” czyli na datkach kościelnych. To nie jest wyssane z palca.
      Doświadczyliśmy tego osobiście, dlatego mąż, jeśli pomaga parafii [zawsze charytatywnie], to w tajemnicy przed ludźmi, aby nikt nie posądził go „bogaceniu się” na datkach wiernych.
      Twoja wizja działania parafii nie uwzględnia podłości ludzkiej.

      1. No to Basiu wylałaś kubeł zimnej wody na moją głowę – i słusznie! Klerykalizm nam w Kościele jest potrzebny, bo tylko przy takim podejściu wiernych, przynajmniej część proboszczy jest dobrze oceniana; świeccy w rolach zarządców by polegli. Innymi słowy konieczna jest zmiana pokoleniowa. Moje pomysły były kompletnie do bani – dało o sobie znać to, że ja sam kompletnie nie znam życia parafialnego.

          1. Dlaczego myślę o zmianie pokoleniowej?
            Bo podkładam sobie obraz jakiejś wspólnoty w parafii – jest ich wiele i najczęściej skupiają samych młodych ludzi; w tych wspólnotach (o ile nie przekształciły się w towarzystwa wzajemnej adoracji) wszyscy są skupieni wokół wspólnego działania (a wystarczy to wspólne działanie, by nie tworzyło się towarzystwo wzajemnej adoracji). Jeśli tak jest, to nie ma tam miejsca na takie sytuacje, o których pisałaś – a więc choćby nikt nie będzie gadał, że ktoś się na czymś dorobił kosztem samej parafii.
            Innymi słowy wyobrażam sobie grupy ludzi ukształtowane poprzez wspólne działanie, które przejmują zarządzanie parafią w tym wymiarze gospodarczo-ekonomicznym.
            Trzeba utworzyć najpierw grupę celową, w której zapanuje wzajemne zaufanie, a następnie stawiać jej co raz poważniejsze cele, aż do przejęcia w zarząd spraw parafii.
            To pierwotne moje spojrzenie zakończyłoby się fiaskiem, bo każdy byłby sam wobec różnych bezpodstawnych zarzutów, które mogły by się rodzić wśród złośliwych ludzi. W tym drugim modelu jest grupa, która podtrzymuje zaatakowanych, bo sama widzi najlepiej, jak sprawy się mają. Z drugiej strony ta sama grupa kontroluje funkcjonowanie całej grupy i ewentualne problemy rozwiązuje, zanim jeszcze w pełni się ujawnią.
            Piszesz zmiana pokoleniowa nic tu nie pomoże – potrzebna jest zmiana mentalności – i właściwie ja się z tym zgadzam. I dlatego mówię o grupie celowej, którą przez kilka lat szykuje się do tej roli. W moim przekonaniu najłatwiej to osiągnąć z grupą młodych ludzi – bo po pierwsze sami się dopiero kształtują, bo wzajemnie się docierają i przejmują pełne zadanie dopiero wtedy, gdy będą gotowi. Przy czym jako młodzi ludzie, bardziej będą skłonni podejmować poważne zadania, które w pierwszej chwili mogą się wydawać przekraczające możliwości.

        1. Leszku> nie chce mi się już o tym dyskutować.
          Idealista z Ciebie [dr Judym];
          na tej zasadzie działa Caritas,
          ale nie sprawdzi się to przy administracji parafii.
          Jeśli proboszcz nie trzyma twardą ręką wspólnoty,
          to przecież każdy ma patent [rację], receptę na wszystko;
          i to jego racja musi być na wierzchu.
          Polak to człowiek najmądrzejszy, nieomylny; zna się na wszystkim; podejrzliwy, zawistny,
          a przede wszystkim interesowny, zwłaszcza młode pokolenie stawia pytanie; a co ja będę z tego miał?
          Moja wnuczka jest taka naiwna; działa jako ministrantka,
          lektorka; harcerka, w samorządzie szkolnym; wszędzie jej pełno; do czasu to zaangażowanie – dopóki jej nie ubiją.

          1. P.S. chciałam napisać; „dopóki wnuczce skrzydeł nie podetną” a już miała taką „przymiarkę”.
            Dyrektorka szkoły poleciła jej zorganizować dla przyjmowanych pierwszoklasistów pasowanie na ucznia i prowadzić, a nie zwolniła z zajęć u wychowawczyni, która na wnuczce się wyżyła; chciała jej obniżyć zachowanie.
            Dziewczynka bardzo to przeżyła, bo nie czuła się winna.

          2. Basiu, jeśli jest tak, jak mówisz Polak to człowiek najmądrzejszy, nieomylny; zna się na wszystkim; podejrzliwy, zawistny,
            a przede wszystkim interesowny, zwłaszcza młode pokolenie stawia pytanie; a co ja będę z tego miał?
            , to uczy sie tego od dorosłych! Ale mogę Cię zapewnić, że wśród młodych wyrastających we wspólnotach tego nie ma. A więc jeśli tym ludziom zacznie się delegować coraz większe uprawnienia, to właśnie ci ludzie zaczną się czuć odpowiedzialni za własną parafię. I to właśnie o to chodzi!
            Póki tak nie jest, to wśród parafian w stosunku do proboszcza dominuje postawa rozczeniowa; zmiana tego nastawienia jest możliwa jedynie wówczas, gdy parafianie poczują się gospodarzami swojej parafii. A poczują się gospodarzami, gdy proboszcz – do tej pory wszechwładny, zacznie parafianom delegować swoje uprawnienia. Innej drogi nie ma!
            W pierwszej chwili sądziłem, że to można uzyskać poprzez zwykłe ustanawianie etatów i powoływanie odpowiednich osób na te etaty – ale sama wykazałaś w oparciu o swoje doświadczenie, że to nie tędy droga. I miałaś rację! – do tego trzeba wychować młodych ludzi, by się odnaleźli na takiej drodze.
            I to zapewne jest ostatni dzwonek, by się tym zająć. W wielkich miastach młodzieży w Kościele już nie ma; w mniejszych jeszcze jest i to tam dojdzie do odrodzenia Kościoła. Inaczej Kościół wymrze wraz z naszym pokoleniem.

          3. Gratuluję wnuczki! I wierzę mocno w to, że to jej dawanie siebie innym, przyniesie jej zadowolenie z siebie samej.
            Sam wyrastałem harcersko i pamiętam, jak kiedyś Hufcu Warszawa-Śródmieście opracowywałem system wymagań na stopnie starszoharcerskie, by z nich coś wynikało. Wymyślony wtedy sytem i wprowadzony w naszym hufcu (u nas w dzielnicy; w mniejszych miastach hufce odpowiadały powiatom) zapewniał to, by ci ludzie stopniowo zdobywali umiejętności instruktorskie. Ktoś, kto zdobywał najwyższy stopień starszoharcerski musiał poprowadzić zadanie drużyny (gdy najniższy stopień instruktorski wiązał się z tym, że ktoś na stałe prowadzi drużynę).
            Piszę o tym, bo dzięki Tobie poczułem, że teraz w tej dyskusji wymyślam cały proces, który ma doprowadzić do założonego celu – do tego, by parafianie czuli się gospodarzami w swoich parafiach, a jednocześnie by proboszcz mógł się zajmować wyłącznie tym, czym zajmować się może wyłącznie kapłan – by był duszpasterzem!
            Różnica jest jednak taka, że ja wówczas byłem instruktorem w Referacie Szkół Ponadpodstawowych i mogłem takie wymagania na stopnie wprowadzać, a teraz to nawet nie wiem, czy ktokolwiek o tych mooich pomysłach usłyszy?

    1. Basiu, bardzo miło mi było przeczytać tę notkę – nade wszystko, że Papież odniósł się do tego głosu pozytywnie.
      Byłem przekonany, że wszystko zmierza do tego, by poszczególne kościoły w swoich państwach się od siebie różniły – by choćby te „błogosławieństwa małżeństw osób tej samej płci” funkcjonowały w Niemczech, ale bez narzucania tego rozwiązania innym. Jak sądzę ci kardynałowie, w woli których Franciszek stał papieżem, właśnie tego od niego oczekiwali. Jednak jest nadzieja na utrzymanie jedności KK.

    1. Być może Franciszek będzie sugerował Drodze Synodalnej w Niemczech, by ta nieco przystopowała, by przypadkiem w samych Niemczech nie doszło do rozłamu kościoła – bo on papież chce doprowadzić do pewnego uniezależnienia się kościołów lokalnych, ale nie chce rozłamów w ramach kościoła lokalnego.
      Tak można zrozumieć komunikat z pierwszego linka.

Możliwość komentowania została wyłączona.