Moherkowe wątpliwości

Moherek od wieków do mnie nie zagląda, ale ja trafiłem na taki jej wpis u Barki:

11 marca 2014 o 17:33

Kochani! czytaliście?!
Kardynał Kasper: tak dla komunii dla rozwodników w nowych związkach
Cała argumentacja, którą kardynał podaje wydaje mi się Dosłownie Diabelska! A przecież to mówi Kardynał!

Zajrzałem do tego artykułu i choć bardzo rzadko tam się odzywam, tym razem zrobiłem wyjątek:

11 marca 2014 o 22:09
Wydaje mi się, że do tego tekstu należy podchodzić ze spokojem. Nade wszystko to jest wersja onetowa, a nie sam wywiad – nie wiemy co, tak na prawdę ten kardynał powiedział.
Po drugie sam problem jest rzeczywistym problemem, wymagającym jakiegoś rozwiązania. 
… co mają zrobić ci porzuceni – a nade wszystko te porzucone? Czy nie sądzisz, że jeśli spotykają miłość, to tę miłość zesłał nie kto inny, lecz sam Bóg? Ja co prawda nadal twierdzę, że taka miłość jest Bożym wezwaniem do tego, by dawać siebie również temu współmałżonkowi – także temu, który porzucił, ale doskonale rozumiem tę tęsknotę za EUCHARYSTIĄ i wcale nie jestem pewien, czy w pewnych okolicznościach dotychczasowy zakaz nie mógłby był złagodzony. Przecież każdy, kto często przystępuje do komunii, właśnie z niej czerpie moc; a czego moc ma czerpać ta przed laty porzucona żona, w której Pan rozbudził nową miłość?
Odpowiedź Moherka była następująca:
12 marca 2014 o 16:07
Masz rajcę, że wersja onetowa może być odmienna od tego co kardynał powiedział. Nie zmienia to faktu, że w Kościele Katolickim jest duża grupa kapłanów, która popiera Komunię Św dla rozwiedzionych. Gdyby robił to kardynał- było by to moim zdaniem szczególnie mocnym ciosem w nauczanie Pana Jezusa o nierozerwalności małżeństwa.
Poczytaj argumentację O Salija (na stronie: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/szukajacym_drogi/rozwod.html ).
Co do Twojego zapytania ..”a z czego moc ma czerpać ta przed laty porzucona żona, w której Pan rozbudził nową miłość?” odpowiedziałabym, że to uczucie to nie jest miłością ale pokusą wystawiającą na próbę miłość małżeńską tej kobiety i jej wierność Panu Bogu. I moc do zwalczenia tej pokusy ma ona czerpać z wierności przysiędze jaką złożyła swojemu mężowi przed laty i umacniać się w tej wierności przyjmując często Komunię Św. Odwracanie sytuacji tak, że:
porzucona kobieta wiąże się z innym mężczyzną i by być wierną Bogu potrzebuje umocnienia w postaci Komunii Św. -jest zakłamaniem. A przyjęta w ten sposób Komunia Św jest świętokradztwem.
Tak uważam. Po przeczytaniu wyjaśnień O. Salija dochodzę do wniosku, że on tez tak uważa.
pozdrawiam serdusznie:)
Przeczytałem o. Salija (i każdego zachęcam) i odpowiedziałem:
12 marca 2014 o 23:03
Moherku, zacznę od rzeczy najważniejszej – jak najbardziej jestem przekonany o tym, że małżeństwo jest nierozerwalne i w najmniejszym stopniu nie zamierzam tego kwestionować. 
Natomiast z drugiej strony wiem (i wiem to na pewno), że miłość, jaka czasami się rodzi w podobnych okolicznościach, bywa autentyczną miłością. Zapewne najczęściej jest zwykłym pożądaniem, ale w końcu nie o częstość chodzi – ważne, że bywa to autentyczna miłość, którą zesłał nie kto inny, lecz sam Bóg, bo tylko On jest źródłem miłości. Nie może zresztą dziwić, że tak bywa – w końcu po to mamy życie dane nam tu na ziemi, by nauczyć się kochać (inaczej nie moglibyśmy się zjednoczyć z Panem), a jak mamy się uczyć kochać inaczej, niż kochając? Miłości można się uczyć, tylko przeżywając miłość.
Tak, jak pisałem w “Listach”, miłość jest Bożym wezwaniem do tego, by dawać siebie osobie, którą się kocha; przy czym to dawanie musi być adekwatne do tego, kim jestem ja i kim jest ta osoba, którą kocham. A to w moim odczuciu całkowicie wyklucza możliwość jakiegokolwiek “drugiego” małżeństwa – mąż jest mężem, a żona, żoną i nawzajem cały czas pozostają dla siebie pierwsi. Ale jednak wyobrażam sobie, że Pan może zesłać na takich ludzi miłość do kogoś innego. Nie upoważnia do w najmniejszym stopniu do współżycia – współżycie w takim związku jest grzechem! Przeżywanie miłości w którejkolwiek ze sfer nie może wyprzedzać przeżywania jej w pozostałych – taki związek nie jest nierozerwalny w sferze woli (bo taki jest tylko w sakramentalnym małżeństwie), więc nie może być takim w mowie ciała. I oboje muszą mieć tego świadomość – ale wcale nie uważam, by tę miłość mieli traktować jako pokusę. Pokusą jest chęć współżycia – mimo, iż taka chęć może wydawać się oczywista; jednak nie jest nią miłość – skoro Pan im na nich wskazał nawzajem, to po to, by nawzajem uczyli się miłości.
Wydaje mi się, że cały czas akcent kładzie się na zgorszenie, jakie niby z takich związków płynie, zamiast przyglądać się owocom ich miłości. Skoro Bóg zsyła na kogoś miłość, to przecież po to, by tych ludzi zbawić! Czy nie wydaje Ci się przesadzone, że ludzie, którzy starają unikać grzechu i którzy mają świadomość grzechu, gdy go popełnią, nie mają nawet prawa do spowiedzi – a wszystko w imię zgorszenia, jakie by płynęło z faktu, gdyby je mieli? A tymczasem nie brakuje przykładów rzeczywistego zgorszenia, które jednak nie rodzi takich konsekwencji.
Nie przekonałem Moherka – odpowiedź była krótka (aż za krótka, bo nie zawierała argumentacji), ale stanowcza:
14 marca 2014 o 18:18
Leszku – ja nie jestem żadnym ekspertem od miłości. Mam tylko własne zdanie, z którym tu się dzielę. Miłość obejmuje Całego człowieka a nie tylko jedną sferę (i tu się zgadzamy). Wszystkie te „sfery” kochania należą do żony (męża). Kochanie innej kobiety (mężczyzny) nawet jeśli zachowana jest wstrzemięźliwość seksualna) jest pokusą i w moim odczuciu formą niewierności wobec współmałżonka. I możesz tu sobie mówić -cytuję Cię..” dawać siebie osobie, którą się kocha; przy czym to dawanie musi być adekwatne do tego, kim jestem ja i kim jest ta osoba, którą kocham”..ale jest to właśnie oddanie innej osobie niektórych „sfer” miłości -tak je w skrócie nazwijmy -należnych współmałżonkowi. To jest według mnie nic innego jak „rozmawianie” z szatanem.
Zabrakło mi w tej wypowiedzi jakie to sfery są należne jedynie i wyłącznie mężowi. Najciekawsze jest to, że wcześniej sama pisała o tym, że takie pary przy zachowaniu wstrzemięźliwości mają prawo przystępować do Komunii – a tu się okazało, że to jednak rozmawianie z szatanem. 
Miałem wątpliwości, czy kontynuować tę dyskusję, bo moje wypowiedzi, bym był dobrze zrozumiany stają się co raz dłuższe, a i tak obawiam się, że kolejna odpowiedź będzie aż tak lakoniczna, iż tak na prawdę żadnej dyskusji nie będzie. Jednak napisałem:
14 marca 2014 o 23:09
Moherku, ale jeśli porównać to, co Ty mówisz, z tym dokumentem Diecezji Tarnowskiej, który przedstawiła Anna, to Twoje stanowisko jest ostrzejsze. W moim przekonaniu ten dokument jest przeformalizowany (a przez to nieżyciowy) oraz przypisujący nadmierną wagę zgorszeniu (do czego wrócę), ale jednak dopuszcza przystępowanie do komunii przy zachowaniu wstrzemięźliwości płciowej (no i oczywiście uznaniu samego faktu, że małżeństwo wcześniej zawarte nadal trwa). Mogłabyś mi wytłumaczyć na czym konkretnie polega w takim przypadku naruszenie sfer należnych współmałżonkowi? O czym konkretnie myślisz?
Wyobraź sobie, że to akurat Tobie tak się ułożyło życie, że Twój mąż po kilku latach małżeństwa odszedł do młodszej, zostawiając Ciebie z gromadką dzieci. Nigdy się nimi nie interesował, nawet alimentów nie chciał płacić. Szczęśliwie (wg mnie – a nieszczęśliwie wg Ciebie) znalazł się jednak jakiś porządny facet, który pomógł Ci podźwignąć się z tego, który otoczył miłością Twoje dzieci, przy którym życie i Twoje, i Twoich dzieci całkowicie się odmieniło. I teraz do tego dodaj narastającą w was świadomość, że jednak tamten pierwszy cały czas jest Twoim mężem i że nic (poza śmiercią) tego nie zmieni. Oboje godzicie się na to, by zachowywać wstrzemięźliwość, bo macie świadomość tego, że nie jesteście mężem i żoną…
I teraz proszę powiedz mi, na czym polega Twoje naruszenie sfer należnych małżonkowi, gdy Ty w takich okolicznościach nie odchodzisz ze swoimi dziećmi od tego, który kocha i Ciebie i Twoje dzieci (i dla których de facto jest ojcem)?
Czy przypadkiem nie stawiasz sobie zbyt wielkich wymagań? Czy jesteś pewna, że Pan wolałby, żeby te dzieci wychowywała ulica (no bo jak byś odeszła z gromadką dzieci, to sama musiałabyś utrzymać całą rodzinę i swoim dzieciom nie mogłabyś poświęcać tyle czasu)? Czy jesteś pewna, że wolałby, abyś zamknęła się w poczuciu wyrządzonej Ci krzywdy i abyś taki obraz świata kształtowała u swoich dzieci?
Bóg jest Miłością i każdego z nas chce nauczyć kochać. Mało – On od każdego oczekuje, że będzie nauczycielem miłości!

Na koniec wróćmy do tego zgorszenia.
Obawiam się, że dziś to jest już pojęcie nadużywane. Myślę, że widząc wokół siebie takich, jakich ja opisałem, byś się wczuła w ich sytuację, sama byś im kibicowała, ciesząc się choćby z tego, że te dzieci wyrastają na porządnych ludzi. Wyrazy zgorszenia słyszałabyś za to od ludzi o mentalności faryzejskiej. Rzeczywiście są tacy ludzie, dla których nie jest ważne, co się dzieje czyiś sercach – są gotowi oskarżać, gdy tylko jest choćby najmniejszy cień podejrzeń. Ale przecież Jezusowi nie o takie zgorszenie chodziło. Michał Piróg, gdy mówił, jakie to miał szczęście, gdy będąc chłopcem na swojej drodze spotkał pedofila, mimo woli przedstawił najczęstszą drogę do homoseksualizmu – to m.in. o takim zgorszeniu mówił Jezus. Zgorszeniem nie jest oburzenie faryzeuszy – zgorszeniem jest to, gdy ktoś staje się gorszy (trzymając się źródłosłowu – ale ściślej, gdy komuś wykrzywia się jego życie). Temat pedofilii w Kościele jest wyolbrzymiany i ja w żadnym wypadku nie chcę się przyłączać do tego chóru (bo to nie mój chór), ale nawet mając świadomość, że to w gruncie rzeczy problem marginalny, nie sposób zrozumieć, dlaczego mimo niewątpliwego zgorszenia płynącego w podobnych przypadkach, ci gorszyciele mogą nadal odprawiać Mszę Świętą, a więc i przyjmować Ciało i Krew Chrystusa, a tymczasem ci, którzy w danym czasie dochowują wstrzemięźliwości płciowej, ale nie dopełnili wszystkich wymogów formalnych, nie mogą przyjąć Jego Ciała?
Jak tylko Moherek mi odpowie (jeśli odpowie) dopiszę tę odpowiedź.