Abba Ojcze

Wczoraj oglądałem koncert z ulubionymi piosenkami papieża Jana Pawła II, zatytułowany „Abba Ojcze” – a wszystko ze wspomnieniem 30-tej rocznicy spotkania Papieża z młodymi, które miało miejsce w 1991 roku.

Przyznam, że sam zamierzałem pójść w pielgrzymce na to spotkanie i przymierzałem się do tego na poważnie (nawet rzuciłem palenie, wiedząc, że na pielgrzymkach palenia jest zabronione – rzucałem palenie tylko raz, właśnie na tę pielgrzymkę i uczyniłem to skutecznie – do dziś nie palę). Ale jednak w ostatecznym rozrachunku zabrakło mi odwagi i nie poszedłem.

Tematem przewodnim tej pielgrzymki byli święci – na każdy dzień, przedstawiane były sylwetki kolejnych polskich świętych (kogo dokładnie – nie wiem, ale tak było).

Właśnie po tej pielgrzymce, byłem rozpoznawalny na ulicy – ludzie powszechnie pokazywali sobie mnie, gdy chodziłem przez miasto. Przypuszczam (ale tego nie wiem), że chodziło o to, że wszyscy jesteśmy powołani do świętości i że takich świętych spotykamy na co dzień – oni są wśród nas…

A więc prawdopodobnie zostałem zaetykietowany, a z etykietą tak już jest, że nade wszystko etykieta zwalnia ludzi od myślenia. Nade wszystko wśród tych pokazujących mnie palcami, gościł taki charakterystyczny uśmieszek (politowania?…) – zdecydowanie nie było to przyjemne.

Tak było w Warszawie. Ale na wakacje pojechałem do Mielna, a tam usłyszałem za sobą głos pewnej dziewczyny: O popatrz, ten man za dychę…

Ale były też i miłe sytuacje – nigdy nie zapomnę pewnej starszej pani, która widząc, jak po mszy wychodzę z kościoła św. Jacka, wyprzedziła mnie i otworzyła przede mną ciężkie, kute drzwi kościoła…

Zapamiętałem też pewnego pana, który jak później zauważyłem, był dozorcą w Instytucie Historii PAN (mieszczącym się na Rynku Starego Miasta), który zawsze mi się kłaniał. Uważałem po tym, by go widząc, kłaniać mu się jako  pierwszy…

*

Okazało się więc, że ta Pielgrzymka miała bezpośredni wpływ i na moje życie. Obawiam się, że Ci, którzy decydowali wówczas o doborze treści (a więc nade wszystko ks. Zygmunt Malacki – Przewodnik Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymki Diecezjalnej) srodze się na mnie zawiedli. Prawda bowiem o mnie jest właśnie taka, jak to ujęła ta dziewczyna spotkana w Mielnie: O …, ten man za dychę… i widać to bardzo wyraźnie dziś, gdy nie ma najmniejszych wątpliwości, że gdy już Pan mnie powoła, stanę przed nim z pustymi rękami.

34 odpowiedzi na “Abba Ojcze”

  1. Abba Ojcze….> nie oglądałam tego koncertu; podobno dziś ma być w TVP1 powtórka.
    Leszku> każdy z nas stanie przed Stwórcą z pustymi rękami,
    gdyż oprócz grzechu nic więcej nie mamy do swoje; każdy dobry uczynek, każdy życzliwy gest jest natchnieniem i darem Bożym.
    Swoją drogą, zamiast snuć takie domysły i tym się aż do dziś gryź, należało sprawę wyjaśnić.
    Przecież zdarza się, że nasze plany biorą w łeb. Często nie z naszej winy.
    Dziś miał do nas przyjechać syn z naszymi wnuczkami, babcia [czyt. ja] tak bardzo się starałam; już o świcie ciasto drożdżowe zarabiałam na jagodzianki 🙂
    a najmłodszy [14 m-cy] i najukochańszy wnuczuś dostał gorączki. Babcia jest niepocieszona. Pakuje manele i wałówkę i w trymiga w drogę do wnuczusia.
    W 1991 roku to Ty byłeś jeszcze młody? bo ja już tylko…
    piękna 🙂 🙂 🙂 młodość przemieniła się w wiek produkcyjny 🙂

    1. Basiu, a kogo miałem podpytać? Tę panią, która podbiegła, by otworzyć przede mną drzwi? Czy może tę dziewczynę w Mielnie?
      Być może Pan wybrał mnie do tej roli właśnie dlatego, że ze mnie jest taki man za dychę?
      Moja rola polegała na tym, by czekać, aż wszystko samo się wyjaśni (czyli czekać, aż Pan wszystko ułoży – a nie na tym, by samemu kreować rzeczywistość. W końcu o to chodzi w zawierzeniu Panu).
      Dziś już niestety wiem, że już nigdy nie poznam tego, jak to było naprawdę? (ale mimo wszystko nie mam najmniejszych pretensji do Boga, że nic nie wiem, a jedynie podejrzewam siebie, że źle wypełniłem tę rolę, jaką Pan mi wyznaczył)

      PS: Basiu, to już trzecia próba odpowiedzi. Pierwszy raz odpowiedziałem Tobie, gdy tylko się wpisałaś. Wieczorem zajrzałem, by zobaczyć, jak mi odpowiedziałaś, tymczasem okazało się, że tego mojego wpisu w ogóle nie było. Znikł. Byłem jednak na tyle zmęczony, że postanowiłem, iż powtórnie odpowiem Ci z samego rana.
      No i rzeczywiście z samego rana powtórnie napisałem odpowiedź – która jednak także znikła.
      Do trzech razy sztuka (podobno), więc tym razem przesiadłem się na laptopa i odpowiadam z panelu administratora. Jeśli i tym razem ta odpowiedź się nie ukaże, to będę miał pewność, że to Pan tak ingerował (za każdym razem nieco modyfikowałem odpowiedź).

      1. Wygląda na to, że to nie działa wersja mobilna – dwie pierwsze próby były z tableta, a następnie dwukrotnie próbowałem wpisać się z telefonu. Za każdym razem fiasko – zaczyna działać, gdy zaznaczę zapamietywanie pól (inaczej wisi Opublikuj komentarz), ale tylko w tym sensie,że znika to, co napisałem (ale nie pojawia się na blogu)

      2. Ten ostatni komentarz był z laptopa, ale już nie z panelu administracyjnego, lecz normalnie.

      3. I jeszcze jeden komentarz techniczny – odnawianie certyfikatu SSL ma w przyszłości działać. Oficjalnie się nie przyznali, ale moje podejrzenia są takie, że gdy w kwietniu przenosili moje blogi na inny serwer, zapomnieli dodać domeny do JOB-a, który te certyfikaty odnawia. Przenosiny były w kwietniu, a certfikat skończył się 21 czerwca – a więc na nowym serwerze ani razu się nie odnowił (a odnawianie jest co trzy miesiące).

  2. Leszku> najważniejsze, że blog znowu dostępny dla innych.
    W przeciwnym razie zniknąłby z przestrzeni publicznej.
    Wiesz co mi się nie podoba u Ciebie?
    „Jeśli i tym razem ta odpowiedź się nie ukaże, to będę miał pewność, że to Pan tak ingerował (za każdym razem nieco modyfikowałem odpowiedź)….”
    to jest niepoważne; złośliwość rzeczy martwych przypisujesz
    woli Bożej.
    Zawierzenie + działanie, to jest rola dziecka Bożego.
    Przypisujesz ingerencję Panu, tam gdzie winne są sprawy techniczne i działanie człowieka.
    Kto jak kto, ale Ty -fachowiec winieneś wiedzieć, że ingerować może w takie „sprawki” także szatan i pokazać szatanowi gdzie raki zimują. No i mam racje, że to nie była żadna ingerencja Pana, lecz zwykłe ludzkie błędy.
    Nie pakuj [ nie wrabiaj] Pana w sprawy, które leżą w Twojej gestii działania.

    1. Basiu, a nie sądzisz, że to co napisałem, jest bardzo logiczne? – właśnie dlatego po dwóch niepowodzeniach wszedłem do panelu administracyjnego, bo wiedziałem, że jeśli nawet stamtąd nie uda mi się udzielić odpowiedzi, to bedzie znaczyło, że to Boża interwencja

      1. Nie uważam tego za logiczne.
        Mieszanie Boga do spraw, które leżą w Twojej gestii działania,
        to moim zdaniem – niepoważne.
        „Szukajcie a znajdziecie…pukajcie, a będzie wam otworzone…;
        działajcie… a nie zwalajcie na wolę Bożą.
        Jak mam „doła” , jak mi się nie chce, albo jak jestem wnerwiona;
        to też jest Boża wola???
        Zawieszam bloga, gdy mnie dopadnie chandra i mam zwalać to na Boga? Ma to być wyrocznią, że Bóg nie chce abym blogowała?

        Bez przesady; owszem są sytuacje, że jakaś sprawa [problem] lezy poza naszymi możliwościami i wtedy zawierzamy to Bogu;
        np. zdrowie mojego rocznego wnuczka, który mocno gorączkuje;
        to co? mamy patrzeć na to bezradnie – bo taka wola Boża???
        NIE! Mamy poruszyć Niebo i ziemię, aby ulżyć dziecku w cierpieniu.
        Masz zrobić co w Twojej mocy; fizycznej, psychicznej, intelektualnej, a nawet wykorzystać znajomości;
        zawierzenie Bogu to otwarcie się na Jego podpowiedzi;
        na Jego prowadzenie; na Jego podszepty i natchnienia.

        Po swojemu zinterpretowałeś i uwarunkowałeś, od ukazania się komentarza, dalsze blogowanie uznając to za wolę Pana.
        A moje starania i moje suszenie Ci głowy wcale się nie liczyło?
        A może to ja byłam posłana przez Pana, abyś działał do skutku, a nie wrabiał w to Boga ??? Bo według Ciebie; Bóg tak chciał. Jakim prawem przypisujesz Bogu swojej interpretacji zdarzeń?
        Wiesz z czym mi się to kojarzy? z powiedzeniem;
        „jakim mnie Panie Boże stworzył, takim mnie masz….” więc co ja będę się starał:) zwalić na Boga i spokojna głowa.

        1. Basiu, i tu się zasadniczo od siebie różnimy. Ty uważasz, że jesteś za malutka, by Bóg się Tobą interesował – owszem jest i działa na ziemi, ale Tobą się nie interesuje. Głęboko wierzysz w to, że jesteś kowalem własnego życia, że Ty wszystko tymi rękami…
          A tymczasem ja uważam, iż On jest stale obecny w moim życiu i tym życiem kieruje. Czyni to bardzo delikatnie, tak, że można tego nie zauważyć, ale czyni to stale; tyle, że zawsze szanuje naszą wolność – a więc nigdy nie narzuca nam swojej woli. I tylko w tym sensie jesteśmy kowalami własnego losu – to my sami podejmujemy ostateczne decyzje.
          I z tym wiąże się zasadnicza różnica – ja nade wszystko szukam tego, czego Pan ode mnie oczekuje (bo doskonale wiem, że Jego pomysł na moje życie jest najlepszy – lepszy od mojego), a Ty chcesz nad wszystkim panować (a więc wkurza Cię to, gdy zajmujesz się czymś, czym nie chciałabyś się zajmować).
          I dlatego tak Cię drażni moja postawa, bo jest Ci kompletnie obca.
          * * *
          Ale na koniec Ci powiem, że już wczoraj rano odpowiedziałem Ci na ten wpis, ale tego, co napisałem, nie udało mi się dodać. Dziś napisałem wszystko od początku i napisałem zupełnie inaczej. Zobaczymy, czy uda się dodać.

          1. Leszku> NIEPRAWDĄ jest to co piszesz;
            „Basiu, i tu się zasadniczo od siebie różnimy. Ty uważasz, że jesteś za malutka, by Bóg się Tobą interesował – owszem jest i działa na ziemi, ale Tobą się nie interesuje. Głęboko wierzysz w to, że jesteś kowalem własnego życia, że Ty wszystko tymi rękami…”

            Trudno jest mi pojąć wolę Bożą, ale nigdy nie uważałam, że „wszystko tymi rękami”.
            Bowiem to by oznaczało, że zawdzięczam wszystko sobie; tymczasem moje życiowe doświadczenie mówi mi, że jestem lichym narzędziem w reku Bogu, ale…
            zamiast pasować, należy wsłuchiwać się czego od nas oczekuje Bóg.
            Modlić się o Bożą podpowiedź, o działanie Ducha Św. i iść za głosem natchnienia;
            nie wolno decydować -co jest wolą Bożą, bo nie siedzisz w głowie Boga.

            To mi się skojarzyło z dyskusją z mężem;
            wracaliśmy z Łeby; miał dwie nawigacje;
            jedną ustawił na dom a drugą na nazwę miejscowości;
            kiedy mu zwracałam uwagę, że obie nawigacje prowadzą na A1, którą to drogą nie chciałam wracać; wówczas mąż pewny nawigacji mi powiedział;
            – nie masz w głowie mapy, więc nie jesteś mądrzejsza od nawigacji …
            obraziłam się i zamilkłam;
            niech go nawigacje prowadzą, skoro tak im ufa;;
            obie zaprowadziły na A1 będącą w remoncie [przebudowie] i zamiast wracać do domu w ciągu 6,5 godz. jechaliśmy 12 godz. w dodatku błądząc w większych miastach bo były objazdy.

            Ty nie masz w głowie Bożych planów i nie wiesz na pewno, jaka jest Jego wola- możesz co najwyżej zgadywać;
            zamiast bawić się w zgaduj zgadula; ZAUFAJ PANU i … DZIAŁAJ, a Bóg wyprowadzi z każdego czyny dobro; pozdrawiam Basia .

  3. Wcale nie uważam, że ” jestem za malutka, by Bóg się mną interesował….” to jest Twoje urojenie.

  4. Leszku> czy Ty nie widzisz, że w pewnym sensie szantażujesz Boga?
    „Jeśli i tym razem ta odpowiedź się nie ukaże, to będę miał pewność, że to Pan tak ingerował ….”
    a co miał uczynić pan? zrzucić Ci z nieba inny komputer?
    a może na Twoje żądanie miał natychmiast uruchomić internet
    bądź łącza?
    chcesz aby tak, jak Izraelitom zawrócił bieg rzeki, by mogli przejść suchą stopą, to tak samo ma Tobie zadziałać, byś mylnie nie interpretował Jego woli???
    Wymuszasz na Bogu działanie, bo inaczej przypiszesz Jemu swoje myśli. Kusisz Boga.

    1. Być może tak właśnie jest.
      Widzisz, ja Ci odpowiedziałem, tak, jak myślałem, jak widziałem tę sytuację. I to odpowiedziałem mimo, iż wcale mi się nie udało tej odpowiedzi zamieścić. Napisałem Zobaczymy, czy się uda dodać i choć się nie udało, to tym razem się zaparłem, by komentarz się ukazał (a więc postąpiłem odwrotnie do tego, co zawsze).
      No i teraz są dwie możliwości – albo uznam, że to Ty masz rację i ja kompletnie nie potrafię iść za tym, czego Pan ode mnie oczekuje (a w takim razie nie powinienem już nic pisać o Bogu, bo tylko mącę ludziom w głowach – na co wskazuje te 30 lat; już nie mam nadziei, by mogło być inaczej), albo uznam, że to ja miałem rację i niepotrzebnie się uparłem, by tym razem tę swoją odpowiedź umieścić na blogu, choć Pan starał się temu zapobiec (bo wiedział, jak Ty tę wypowiedź przyjmiesz i wiedział, jak ja to odbiorę).

      Zapewne to Ty masz rację.

      1. Nie jest ważne kto ma rację; wszak oboje jesteśmy lichym narzędziem w ręku Boga;
        nie można braku determinacji w naszym działaniu
        przypisywać woli Bożej;
        „módl się i pracuj….” a resztę pozostaw Bogu;
        nie od nas zależy jakie będą tego owoce;
        lecz pokładając nadzieję w Bogu możemy być pewni,
        że Bóg zadba o dobre owoce.
        Skąd wiesz, skąd ta pewność,
        że to „Pan starał się temu zapobiec…”
        a może nie Pan, tylko szatana???

        1. No przecież z tych dwóch teoretycznych możliwości wybrałem, że to Ty masz rację. Moje dotychczasowe myślenie byłoby takie, że to Pan chciał mnie uchronić przed konsekwencjami tej korespondencji (i oczywiście nadal bym pisał o Nim, choć nie powinienem). Ale uznałem, że to Ty masz rację. To wydaje się po stokroć bardziej prawdopodobne.

          1. Leszku> nasza dyskusja przypomina bajdurzenie.
            Chcesz to pisz bloga; nie chcesz to nie pisz;
            po co do tego mieszać Boga, szatana; etc…
            dociekać kto ma rację; a kto nie ma racji;
            po co?
            co daje takie zgadywanie – czy to wola Boga, czy to działanie szatana ?

            kiedy to może być wina „ustawiacza nawigacji”
            bądź ???
            myślisz, że jak przyznasz mi rację, to dam Ci spokój ?
            nie bierzesz w ogóle pod uwagę, że mnie o rację biega.

  5. że mnie o rację NIE biega;
    SPIESZĘ SIĘ dlatego popełniam w zdaniach błędy;
    pozdrawiam serdecznie i już spadam z kompa; 🙂

  6. Dzień Dobry, przepraszam, że nie zabrałem wcześniej głosu, ale byłem na urlopie w Szczawnicy (Pieniny). Odpocząłem od Internetu, telewizji, polityki i od wszystkiego. Czasami warto zrobić sobie taki „reset”. Niestety, pierwsze dni i już mnóstwo złych informacji z Twittera. Na tyle złych, że zaczynam zazdrościć wszystkim tym, którzy wcześniej ode mnie umarli. A nie jest to dobry objaw, zwłaszcza po wspaniałe spędzonym urlopie. Prawdę pisząc, nie za bardzo wczuwam się w treść tej notki. Następne „utyskiwanie” nad samym sobą Leszku? Mnie uczono narzekania na innych, a mimo to, również tego nie czynię. Bo dlaczego nie narzekać na dziewczynę, która rzuciła tym tekstem, dlaczego nie narzekać na tych, co krzywo patrzą, dlaczego nie narzekać na Boga, że mało czytelne daje sygnały. Ostatnio oglądałem serial kryminalny Lucyfer, momentami zabawny, momentami filozoficzny, ale może coś w tym jest. To nie wina nasza, że nie potrafimy odczytać znaków Boga, ale wina Boga, że nie potrafi nam je wyraziście przedstawić.

    1. Zbyszku, ja nie narzekam (no może niepotrzebnie uległem Basi, że to ja czynię jakiś szantaż wobec Boga – ale nie narzekam). Po prostu przyjmuję rzeczywistość taką, jaka jest. Nie mam najmniejszych powodów, by z kolei narzekać na tę dziewczynę – ona powiedziała to, co myślała i miała do tego prawo. Mało – ona miała rację, bo rzeczywiście chłop ze mnie żaden, więc tym bardziej miała prawo określić mnie jako man za dychę
      Jest wielce prawdopodobne, że Pan wybrał mnie do tej roli właśnie dlatego, że ja taki byłem (prawdziwy facet wziąłby sprawy w swoje ręce i historia potoczyłaby się zupełnie inaczej) – ale właśnie tego Bóg nie chciał, bo ja miałem zacząć pisać o miłości (a nie pokazywać, jaki to ze mnie jest superman).
      Piszesz To nie wina nasza, że nie potrafimy odczytać znaków Boga, ale wina Boga, że nie potrafi nam je wyraziście przedstawić, ale to nie tak. Te 30 lat temu w swoich listach zwracałem uwagę, że dobrze jest zapomnieć o tych wszystkich tytułach, jakie przez wieki ludzkość nadała Matce Boskiej, bo najważniejsze jest, by zauważyć, że ona, prosta dziewczyna, potrafiła przyjąć na siebie zadanie po ludzku nie do wypełnienia. A skoro ona potrafiła, to ja również potrafię. Jakby Pan za bardzo nas ciągnął za rękę, to po pierwsze my sami kiepsko byśmy się czuli będąc popychadłem, a po drugie (i to jest po stokroć ważniejsze) inni widząc takich, którzy podążają za głosem Pana, uważaliby, że mnie to nie dotyczy, skoro Bóg mnie za rękę nie pociągnął.
      Bóg najczęściej wybiera do swoich zadań zwykłych ludzi, z którymi każdy może się utożsamić.

      1. Bez urazy, ale do Ciebie nie przyleciało żadne UFO i nie wygłosiło mowy, że Masz robić to i tamto. Specjalnie piszę UFO, a nie anioł, bo również Maria mogła się zastanawiać, czy widzi Anioła, a nie szatana. Stąd, oczekiwanie, że Bóg od nas czegoś chce szczególnego, może być oczekiwaniem na wyrost. Tym bardziej, że w ikonografii najczęściej sąd ostateczny, to waga, na której ważone są dobre czyny i złe. Sądzę, że dobro, które niosło Twoje pisanie, są tym czynem, który przewyższa wielokrotnie całe zło, które ewentualnie uczyniłeś. Trochę źle rozumujesz w ostatnim roku. Ty masz dać chleb głodującemu, a nie pilnować, czy głodujący ten chleb spożyje. Nie Masz siłą wciskać tego chleba do gardła, przypilnowywać, czy został spożyty, tylko Masz ten chleb zaoferować. Oferowałeś, reszta należy do głodujących, co z tym darem poczną.

        1. Zbyszku, generalnie masz rację (choć od razu podkreślę, że w życiu najważniejsza jest miłość i to ona sprawia, że tych dobrych uczynków zaczyna przybywać; a więc waga owszem, ale jako miara miłości, a nie jako cel sam w sobie). Mam nadzieję, że dobrze ważysz i mogę temu zaufać. Piszesz, że źle rozumuję w ostatnim roku… Działanie Boże zawsze jest takie, że ogarnia wszystko (tak przynajmniej ja to widzę), a więc jeśli Pan kogoś do czegoś wzywa i dotyczy to szerszego kręgu, to niezależnie od tego szerszego kręgu, jest w tym dobro najbliższych osób, a także moje dobro. O swoje się nie martwię, bo jeśli okaże się, że dobrze wypełniłem tę rolę, jaką Bóg mi wyznaczył, to w tym jest ewidentne moje dobro (choćby nawet nie było ono spektakularne). Ale od roku mam pewność, że moje listy nie są już czytane, a od 26 lipca, że ci najbliżsi wręcz nie chcą mnie znać… Paradoksalnie mimo wszystko nie ma we mnie niepokoju – patrząc na to swoje życie, uważam, że uczyniłem to, co miałem uczynić – a więc dokonałem dobrego wyboru. Jedyny problem to taki, że robiłem to źle, skoro teraz nie chcą mnie znać. Całe moje myślenie było oparte o to przekonanie, że ja daję się Bogu prowadzić, że mogę czegoś nie rozumieć, ale wypełniam to, czego On ode mnie oczekuje… Jeśli pojawia się we mnie niepokój, to tylko wtedy, gdy ktoś mi wykazuje, że tak wcale nie było…

          1. Nie wiem, o co chodzi z tymi najbliższymi, ale mogę się domyślać. Relacje rodzinne należy pielęgnować, jak ogród. Trzeba znać potrzeby innych i stopniowo je zaspokajać. Niestety, tak jak z roślinami, pozbawione wody, usychają raz na zawsze i tak samo jest z relacjami rodzinnymi. Czasami, jeśli się zaniedba, to można poprawić intensywnością działań, jednak nigdy ni wolno dopuścić, by ta ostatnia iskra całkowicie wygasła. Niestety, potrzeba woli z obu stron. Boję się, że nazbyt dosłownie wziąłeś słowa Chrystusa, o całkowitym poświęceniu wszystkiego, dla Niego. Bo z drugiej strony, to właśnie relacje z innymi ludźmi, są tymi, które są relacją z samym Bogiem. Niestety, wiem, że jest jeden element, który w Twojej motywacji pisania tych listów, mi się nie podobał. To był powrót do przeszłości. To zły motyw. Te listy powinieneś pisać z myślą o swojej przyszłości i przyszłości swojej rodziny. Jeśli źle to zinterpretowałem, to mnie popraw.

  7. Jezus mu odpowiedział: «Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego» (Łk 9, 51-62).
    Czyń swą powinność tu i teraz.
    Inna sprawa, że przy realizacji Bożej woli poruszamy się po omacku; zaś licho podkłada nam swe krzywe łapsko [przenośnia]; zastawia progi i bariery, byśmy błądzili albo byśmy upadli, byśmy zwątpili, zrezygnowali, albo co gorsza mylnie odczytali. .

    1. Basiu, ale wtedy, gdy Jezus przyszedł do mnie i powiedział «Pójdź za Mną!» (porównaj Łk 9,59), to ja poszedłem. Ale wtedy wyraźnie wskazał mi kierunek. Po ludzku to się wydawało niemożliwe, by tam iść, ale poszedłem, bo On wzywał.
      Ale teraz sytuacja jest zupełnie inna – bo teraz ta sytuacja, która po ludzku wydawała się niemożliwa, taką się właśnie okazała (choć przez kilkadziesiąt lat karmiłem się przekonaniem, że skoro On mnie tam wezwał, to idę dobrze). Jeśli pozwolisz, skorzystam z klasyka:
      — Jedźmy, nikt nie woła!
      Może to jest tak?

      1. Ależ PAN WOŁA….. Ciebie; mnie, Zbyszka i innych ;
        tylko na starość nasz słuch już przytępiony 🙂 🙂 🙂
        a może i mniej cierpliwi jesteśmy i już, natychmiast
        chcielibyśmy poznać owoce naszego działania;
        a to nie tak u Boga działa.
        Nie zawsze dane nam będzie poznać owoce naszego działania;
        Mojżesz nie wszedł do Ziemi Obiecanej…

        1. Bardzo mnie rozbawiłaś z tym przytepionym słuchem 🙂 – ale ja tym roku nabyłem sobie drogą kupna bardzo dobre słuchawki (nawet dźwięki z zewnątrz potrafią wytłumić) – myślę, że dopiero w nich świetnie się słucha Pana 🙂 (jakby co mogę polecić – i jeszcze tylko dziś jest doskonała okazja – 4-ro ktotnie taniej). Może rzeczywiście tak jak Mojżesza Pan ukarał, że ziemię obiecaną widział jedynie z daleka, tak i ja nigdy nie zobaczę owoców swojego pisania?

        2. Tylko nie nazwałbym tego karą. Nikt, kto pamiętał niewolę z Egiptu nie miał wstąpić do Ziemi Obiecanej. Sam Mojżesz tak postanowił, więc… konsekwentnie.

          1. Następnie podniósł Mojżesz rękę i uderzył dwa razy laską w skałę. Wtedy wypłynęła woda tak obficie, że mógł się napić zarówno lud, jak i jego bydło.
            Rzekł znowu Pan do Mojżesza i Aarona: Ponieważ Mi nie uwierzyliście i nie objawiliście mojej świętości wobec Izraelitów, dlatego wy nie wprowadzicie tego ludu do kraju, który im daję. (num 20,11-12)
            A więc napisałem prawdę – a więc i ta analogia dotycząca kary również mnie dotyczy.

          2. Leszku, jak będziesz analizował pismo święte, aż tak dokładnie, to skończysz, albo jako ateista, albo jako świadek Jehowy. Nie zarzucam Ci braku znajomości Pisma, tylko … przypisujesz małostkowość Bogu. Można i tak, ale można spojrzeć szerzej. Ideą marszu przez 40 lat, nie był dystans do przebycia, ale koniczność, by Ci co pamiętali niewolę, pomarli. A każdy pretekst jest dobry. Bóg mógł ukarać Mojżesza za inne wcześniejsze przewinienia, to przewinienie wydaje się na tyle błahe, że sugeruje małostkowość Boga, co zresztą było świadomym zabiegiem w ST aby straszyć małostkowym Bogiem, ale nie brnijmy w tę uliczkę.

  8. „…a więc i ta analogia dotycząca kary również mnie dotyczy….”
    bo dotyczy każdego z nas.
    Każdy z nas poprzez swe słabości w jakimś stopniu zawiódł Ojca, ale… czy przez to zasługujemy na karę?
    a może bardziej na miłość i litość kochającego Ojca, wszak…
    staraliśmy się…

    1. To jest bardzo ciekawa sprawa z tym ukaraniem Mojżesza – zacytowałem tu dokładnie tekst z III wydania Biblii Tysiąclecia. Niektórzy zwracają uwagę, że Mojżesz uderzył dwa razy, a miał tylko raz, ale bardziej prawdopodobne jest to, że sobie (a nie Bogu) przypisał ten cud. A więc w moim przypadku obejdzie się bez kary – na tej zasadzie, o której Ty mówisz.

        1. Niestety nigdzie się Twoja odpowiedź nie zapisała – spróbuj może jeszcze raz, albo mi prześlij, a ja ją umieszczę.

      1. Bo gdyby wypłynęła woda za pierwszym razem, to zasługa była Boga, skoro uderzył drugi raz, to już była zasługa Mojżesza.

Możliwość komentowania została wyłączona.