Powracające dobro

Ta i następna notka, to moje wypowiedzi w komentarzach pod drugą częścią Poranionych. Mam nadzieję, że osoby, którym wówczas w ten sposób odpowiadałem, się nie obrażą:

 

Pamiętaj – dobro, jakie innym czynisz, wraca do Ciebie – i to jest normalne! Ale może być i tak, że nic do Ciebie nie wróci. To, co ewentualnie wróci, nie może być jednak motorem czyichkolwiek działań.

Z TAKĄ SAMĄ NATURALNOŚCIĄ POWINNIŚMY PRZYJMOWAĆ DOBRO, KTÓRE WRÓCI, JAK I FAKT, ŻE NIC DO CIEBIE NIE WRÓCI.

Jeśli wróci, to nie wolno się krygować Ach, ja nie mogę tego przyjąć, mnie się to nie należy… – właśnie takie zachowanie świadczy o wyrachowaniu (choć stwarza pozory czegoś odwrotnego).

Ale jak nie wróci, to i w tym, nie ma niczego niezwykłego. 

 

 

***

 

Żeby nie było wątpliwości – chodzi mi o bilans między konkretnymi osobami; z tego, że komuś coś daję, nie może wynikać oczekiwanie, że teraz coś mi się należy w zamian. Nic mi się nie należy – daję nie po to, by dostać coś w zamian, lecz po to, by komuś coś dać.

Mogę nawet usłyszeć, że jestem bezwzględnym, pysznym, despotycznym, zadufanym w sobie głupcem!!!!, ale to bez znaczenia (choć boli) – ważne, że próbowałem dać.

Jestem nieudolny, bo jestem tylko człowiekiem (na dodatek facetem, a wiadomo, że to gorsza połowa ludzkości), więc moje dawanie jest tak samo nieudolne, jak ja; jednak ważne by nigdy nie przestać próbować dawać – właśnie na to czeka szatan.