Kilka nieuczesanych myśli

Gdy czytałem listę osób znajdujących się w samolocie, nade wszystko zwróciłem uwagę na Annę Walentynowicz. To wielka osoba dalekiego planu. Obawiam się, że niewiele osób będzie o niej pamiętać. Naprawdę wielka – nie z tych, którzy sami siebie czynią wielkimi, lecz naprawdę. Tylko raz w życiu miałem z nią bezpośredni kontakt, ale mimo, że od tamtej chwili upłynęło 29 lat, do dziś jestem pod jej wrażeniem.
Śmierć tej skromnej suwnicowej wstrząsnęła mną najsilniej.
Ale później pomyślałem sobie, że w tym był jakiś zamysł – ona, najskromniejsza ze skromnych, uhonorowana dopiero przez Lecha Kaczyńskiego, wcześniej przez wszystkich pomijana, na koniec znalazła się wśród wielkich…

To trzeba przyznać Lechowi Kaczyńskiemu, że zawsze był wierny wartościom; jego poprzednicy tym się nie kierowali (szczególnie bolesne to w odniesieniu do Lecha Wałęsy, który Annie Walentynowicz bardzo wiele zawdzięczał). Ta wierność wartościom doprowadziła do uhonorowania Anny Walentynowicz, do uhonorowania Powstania Warszawskiego i jego bohaterów i ta sama wierność skierowała Prezydenta do Katynia.

Już nigdy nie dowiemy się, co chciał powiedzieć światu nad grobami bestialsko pomordowanych…

Ta sama wierność sprawiła, że na liście znalazł się Prezes IPN Janusz Kurtyka. Nad Instytutem od dawna gromadziły się czarne chmury i tylko Prezydent starał się, na ile tylko mógł, rozpinać parasol ochronny i nad Prezesem, i nad Instytutem. Po ostatnim haniebnym głosowaniu w Senacie, z którego ostentacyjnie wyszedł Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, by nie brać w nim udziału, już tylko Lech Kaczyński mógł zatrzymać proces odbierania niezależności Instytutowi. Już nie zatrzyma… A i prezesa będzie trzeba mianować nowego…

Czy 10 kwietnia okaże się dniem końca świata wartości?