Liczniki ci się zepsuły (2)

Może w ogóle zacznę inaczej. Kiedyś wydawało mi się, że internet jest doskonałym medium do tego, by w zlaicyzowanym świecie przywrócić miejsce Bogu. Przepis prosty – wystarczy zwyczajnie mówić o Nim bez żadnych zahamowań. Problem jest bowiem taki, iż świat stara się zamknąć wiarę w murach kościoła, a księży wysłać na księżyc (na plebanii w mojej parafii przez wiele lat był taki wielki napis wymalowany 1,5 metrowymi literami KSIĘŻA NA KSIĘŻYC). Wystarczy więc pokazywać światu, że dla mnie (każdego mnie, które tu przychodzi) Bóg jest wszędzie (nie tylko w tabernakulum) i przenika moje życie (każdego mnie).
Tylko tyle. Więcej niczego nie trzeba, bo istotą jest to, że ja to pokazuję innym, że się tego nie wstydzę. Nie wynoszę się ponad innych, bo ze mnie jest taki sam grzesznik, jak z każdego z nas; pokazuję jednak, że ja również na tyle, na ile potrafię, biorę swój krzyż i idę. Nie wymachuję krzyżem, jak mieczem – bo to nie oręż, który siłą moich mięśni pokona przeciwnika. Po prostu niosę – w milczeniu, bo o czym tu mówić? Niosę krzyż akurat taki, jaki wpasował się w moje ramiona. Zbigniew Herbert mówił Idź wyprostowany i dobrze mówił, ale ja z tym krzyżem częściej mam nos przy ziemi, niż gdzieś wysoko w górze. Idę. Jak jeden z wielu…
Wydawało mi się, że tyle starczy. Że gdy to tylko ktoś to zobaczy, ktoś, kto dźwiga podobny krzyż, powie zaraz Zaczekajcie, idę z wami
W niedzielę okazało się, że łaska pańska (onetu) na pstrym koniu jedzie – ot, kaprys sprawił, iż pan wskazał palcem Patrzcie na tego! Nie wiadomo, czy pośmiać się chciał, czy litość go wzięła, ale wskazał…
Tłumy przybyły w tysiącach liczone i co? – i nic. Jedna tylko Ela odnalazła tu siebie… Inni pognali, jak wycieczka jaka z Kraju Kwitnącej Wiśni…
* * *
Nie ma lepszej drogi, jak ta, którą znaleźliśmy i dobrze jest, że mamy to miejsce, w którym próbujemy się odnaleźć; pamiętajmy jednak – jest nas garstka i garstka pozostanie. Świata nie odmienimy…