Tradycja

Tym razem skoro uważacie, że nie powinienem ujawniać kto z Was coś napisał, ukryję nick osoby, z którą prowadziłem dyskusję. Przytoczę ten wątek, bo myślę, że jest bardzo istotny, a o dziwo mało kto go zauważył. Zaczęło się od komentarza do mojej poprzedniej notki:

 

„Niewiasto, oto syn Twój…Oto Matka twoja” (J 19,26) twierdzisz, że te słowa czynią Marię matką nas wszystkich? Z tego co się orientuję pod krzyżem Jezusa stały też inne osoby, nie tylko Jan i Maria (np. Maria Magdalena, Maria żona Kleofasa). Czemu zatem Jezus nie powiedział :”Niewiasto oto dzieci twoje… Oto matka Wasza”? Skoro chciał jej powierzyć nas jako jej dzieci, to czemu nie użył takiego sformułowania? Widzisz, wyrywając jakiś fragment z kontekstu bardzo łatwo zbudować na nim fałszywą naukę nie mającą nic wspólnego z zamierzeniami autora Ewangelii. Wereset dalej jest jasno napisane jak Jan zrozumiał słowa Jezusa – że ma wziąść Marię pod swoją opiekę, a nie że Maria odtąd stała się matką kościoła. Czytając cały fragment a nie wyrwane z kontekstu zdanie jasno widać o co Jezusowi chodziło : Jan. 19:26-27 „A gdy Jezus ujrzał matkę i ucznia, którego miłował, stojącego przy niej, rzekł do matki: Niewiasto, oto syn twój! Potem rzekł do ucznia: Oto matka twoja! I od owej godziny wziął ją ów uczeń do siebie.” Poza tym nigdzie w dalszych księgach NT nie znajdujemy potwierdzenia, nawet w pismach samego Jana, by w jakiś sposób Maria była przez pierwszy kościół gloryfikowana bądź uważana za Matkę wszystkich. Nie jest to nauka Biblijna i nie było jej u pierwszych chrześcijan. Rozwinęła się dopiero w późniejszych wiekach chrześcijaństwa.

~, 2007-02-21 20:26

 

Wszystko, co czytamy na kartach ewangelii posiada potrójne znaczenie – po pierwsze jest opisem tego, co wówczas się działo. Po drugie jest jest słowem skierowanym do całego Kościoła. Po trzecie wreszcie jest skierowane do każdego z nas indywidualnie. Trudno sobie wyobrazić, by Maria została przyjęta pod dach każdego z obecnych pod krzyżem. Opis byłby fałszywy, gdyby był właśnie taki. Ale dosłowność opisu dotyczy jedynie tego pierwszego znaczenia. Św. Jan, jako jedyny apostoł obecny pod krzyżem, oznacza zarazem cały Kościół (proszę przy tym zwrócić uwagę na fakt, iż gdyby Bóg nie chciał takiej figury, to przyprowadziłby pod krzyż większe grono apostołów; gdyby tak było, słowa Jezusa skierowane do Jana adresowane byłyby jedynie do Jana, a nie do całego Kościoła) – to jest to drugie znaczenie. Trzecie zaś oznacza odniesienie tego samego do mnie samego – w tym znaczeniu, to JA jestem św. Janem (innymi słowy to do mnie Jezus mówi „Oto Matka twoja”).

~Leszek, 2007-02-21 22:03

 

W ten sposób można w Biblię wczytać wszystko i udowodnić każdą doktrynę jaką byśmy chcieli.

~, 2007-02-22 00:34

 

I to jest istota problemu – jeżeli pozostawimy, że Biblia to jedynie i wyłącznie pewien opis wydarzeń, to nie powinniśmy jej nazywać Pismem Świętym. Jeśli jednak uznamy, że jest to słowo skierowane do nas współczesnych, to siłą rzeczy odczytywanie Pisma Świętego rodzi różne interpretacje. Inaczej czytasz Ty, inaczej ja, a jeszcze inaczej jakiś Świadek Jehowy.

(od tego momentu sformułuję nieco inaczej swą myśl, by była bardziej czytelna; ponadto ją rozbuduję)

Czy tego chcemy, czy nie chcemy, każde odczytanie Pisma Świętego jest interpretowane. Nawet w tym podstawowym podejściu opisu zdarzeń to, jak zrozumiemy dany opis, zależeć będzie choćby od naszej znajomości ówczesnej kultury żydowskiej. Tym bardziej do odmiennego zrozumienia będzie dochodzić w przesłaniu adresowanym do współczesnego kościoła oraz do każdego z nas indywidualnie.

Kochani, przypomnijcie sobie, jakie spory wiedli między sobą pierwsi chrześcijanie. Szli potem do Piotra i on rozstrzygał ten spór. I tak rodziła się tradycja – tradycja funkcjonowała już u pierwszych chrześcijan. Powiem więcej – tradycja funkcjonowała zanim zostały spisane księgi Nowego Testamentu!

I dalej – wszystko to, co wynika z Pisma Świętego i co wynika z tradycji wymaga kodyfikacji – jeśli jej brakuje, grozi to, że każdego dnia będzie się głosić coś innego (popatrznie na doktrynę Świadków Jehowy, która zmienia się co kilka lat, choć jest oparta na niezmiennej bądź co bądź Biblii) – to raz, a dwa, pozwala jednoznacznie stwierdzić, co jest, a co nie jest nauką kościoła. Wiele osób oburzało się na to, gdy my powoływaliśmy się na Katechizm Kościoła Katolickiego – ale to jest najpełniejszy i najbardziej aktualny obraz doktryny katolickiej.

Z drugiej jednak strony doskonale rozumiem Lutra, gdy odrzucił tradycję – przez te wieki, jakie upłynęły od czasów apostołów do czasów refomacji, wiele rzeczy się dokleiło do tego, co uchodziło za tradycję; skoro Luter chciał zreformować Kościół, to musiał przyjąć jako jedyne źródło samą tylko Biblię. Gdyby tego nie uczynił, to kto by rozstrzygał o tym, co z tej tradycji jest słuszne, a co jedynie dokleiło się do niej? W tamtych czasach i w tamtych okolicznościach nie było warunków do tego, by tym się zajmować.

My jednak żyjemy parę wieków później – nasza wiedza jest nieporównywalna z tą, jaka była w okresie reformacji, a i czasy są spokojniejsze. Kochani bracia, zastanówcie się nad tym – może jednak dzisiaj można zrobić to, na co Luter nie miał szans? Może jednak warto zastanowić się, czy w tej odrzuconej tradycji nie było także rzeczy cennych?

Emocje trochę opadły i ja znowu zaczynam wierzyć w to, że jeszcze za mojego życia dojdzie do zjednoczenia kościółów – wystarczył mi do tego jeden głos Esti. Jednak aby to było możliwe, muszę również apelować do katolików – musimy zacząć uważać na słowa! Nawet w tej naszej dyskusji jakże często było tak, że ktoś mówił o modlitwie „do Matki Boskiej”. Od takich słów protestantom wszystkie włosy stają dęba! I co z tego, że dalej jednym tchem dodawaliśmy „o wstawiennictwo”, co zaprzeczało owemu „do”, skoro protestanci już tego nie byli w stanie usłyszeć – takie wzburzenie wywoływało niepozorne słówko „do”. Mówimy niechlujnie, mówimy nieprecyzyjnie, kochamy się w barokowych określeniach, a to ma prawo wywoływać reakcje alergiczne!

Mam nadzieję, że dziś mimo tego, że w tej dyskusji nie brakowało momentów całkowitego zacietrzewienia (powiedziałbym wręcz, że momentami nic poza zacietrzewieniem nie było), to jednak troszkę się poznaliśmy i troszkę polubiliśmy (nawet Zwyczajną polubiłem, choć ona do prowadzenia dyskusji się nie nadaje) i coś jeszcze z tego wyniknie. Bóg bowiem będzie potrafił wyprowadzić z tego dobro, a przecież my wszyscy, którzy tu przychodzimy, właśnie Jego kochamy najbardziej!

 

 

 

 

PS: Kochani, głosujcie na Esti – portal ZAUFAJ, jest katolickim portalem i będzie WSPANIALE, jeśli tytuł zdobędzie protestantka, którą tutaj mogliście poznać.

W lewym górnym rogu (a także tu) jest link.

PS: Dziś, tj. 25.02.2007 Esti napisała notkę o „Festiwalu Życia”, jaki w Wiśle odbywa się co 4 lata – proszę przeczytajcie.

 

 

Popielec

Kochani moi, wyobrażałem sobie, że wypowiedzi Asi będę bardziej nagłaśniał dopisując je co jakiś czas jako dalsze części poprzedniej notki. Niestety Asia się na to nie zgodziła. Dzisiaj z samego rana kapłan sypał mi popiół na głowę (to pewnie czynność równie gorsząca, więc może nie dobrze, że o niej piszę), więc na pewno nie chcę atmosfery podkręcać. Bardzo mnie przygnębiło to, to tu się działo, bo jak np. ktoś pisze ktoś „Prosi się Marię o opiekę (oddaje się jej pod opiekę kraj), tytułuje się ją orędowniczką, wspomożycielką , pocieszycielką, współodkupicielką, pośredniczką…wiele tych tytułów…one nie sugerują niewinnej prośby, jak to przedstawiłeś…”, to jakże nie przyjmować tego, jako przejaw złej woli. 

Na samym początku pięknie napisała Marika – użyła sformułowania „No tak… modlimy się do Matki Boskiej o wstawiennictwo za nami…”, po czym od razu się poprawiła „Czyli prosimy ją o wstawiennictwo – to bardziej trafne określenie… a modlić się możemy do Ojca, Jezusa i Ducha Świętego…”. Nie jesteśmy zbyt precyzyjni w używaniu języka i często mówimy tak, że protestantom włosy dęba stają.

Jednak nie uważamy, by Matka Boska była czwartą Osobą Boską i wmawianie nam, że używamy określeń WSPÓŁODKUPICIELKA jest okropnym nadużyciem.

Kochamy Matkę Bożą, podziwiamy ją, traktujemy jako najdoskonalszy wzór (począwszy od jej przyjęcia tak nieoczekiwanej i trudnej dla niej woli Bożej), ale nie traktujemy na równi z Bogiem (pomijając jedynie osoby, które z dziecieństwa wyniosły pojęcie Pani Bozi, a później nie wiedziały, co z nim zrobić – mówimy jednak o kościele, a nie o poszczególnych ludziach).

O tym właśnie mówią wszystkie te cytaty, których nie wolno mi przytoczyć (już podpadłem – nie chcę bardziej), a tego u nas NIE MA. Warto za to przypomnieć dwa inne – nade wszystko słowa samej Maryi: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2.5). W tych jej słowach jest zawarty nasz stosunek do niej – patrzymy na nią tylko po to, by usłyszeć właśnie te słowa. I drugi, który podawała Tusia „Niewiasto, oto syn Twój…Oto Matka twoja” (J 19,26), który jest nakazem podanym nam przez samego Jezusa. I my go wypełniamy.

 

 

 

 

Odpowiedź Asi

Asia w trakcie dyskusji podniosła ważny problem (wypowiedź Asi) – niestety przeczytałem go dopiero o pierwszej w nocy, więc za późno było, by odpowiedzieć. Odpowiem więc teraz:

 

Ustalmy na początek, w czym się różnimy:

1. Twierdzisz, że „Zdrowaś Mario…” jest modlitwą do Maryi, bo jest do Niej kierowaną.

2. O wstawiennictwo mogę tylko prosić osoby żyjące.

Okazuje się, że niewiele tego, nawet jeśli dorzuci się do tego samą końcówkę, w której ja podkreślałbym, że właśnie taka braterska jedność międzyludzka, zwykły szacunek i tolerancja są nam konieczne, byśmy mogli być razem. Nie ustąpię przy tym ze stwiedzenia, że Jezus Chrystus dziś (jeszcze raz podkreślam – dziś) oczekuje od nas byśmy najmocniej, jak tylko umiemy, dążyli do tego, byśmy byli jedno.

 

1. Twierdzisz, że „Zdrowaś Mario…” jest modlitwą do Maryi, bo jest do Niej kierowaną.

A czy, gdy ja proszę Ciebie „Asiu, wspaniała kobieto, myśląca o wszystkich i wspomagająca wszystkich, proszę Cię pomódl się o…”, to modlę się do Ciebie? A może Ciebie ubóstwiam (do końca zgodnie ze źródłosłowem)? Doskonale wiesz, że nie – a to przecież jest dokładnie ta sama konstrukcja.

 

2. Twierdzisz, że o wstawiennictwo mogę tylko prosić osoby żyjące.

A niby dlaczego? Co takiego się dzieje się po naszej śmierci, że nagle nie możemy się modlić? Byłoby to kompletnie nielogiczne – całe życie tu na ziemi uczymy się tego, byśmy mogli się z Nim zjednoczyć, a gdy już będziemy przed Jego obliczem, mamy nagle zamilknąć i mamy nagle przestać Go słuchać?

 

 

Natalka

Kochani pamiętacie Natalkę (Wesen)? To ta, która przy 7 liście (Kocham Ciebie. Bóg mi Ciebie wybrał...) napisała, że o miłości powinni pisać tylko ci, którzy potrafią ładnie pisać. Wówczas odpowiedziałem, że to jest szczyt moich możliwości i że one już inne nigdy nie będą (taki był mniej więcej sens). Natalka jest bardzo poranioną przez życie osobą i myślę, że tamten atak miał właśnie takie źródło. Nie chcę tu opowiadać jej całej historii, bo jak sądzę Natalka by tego sobie nie życzyła, ale powiem jedno – Natalka doskonale z tym wszystkim daje sobie radę. Jednak jedna rzecz zaczęła budzić mój niepokój – zaczęła zapowiadać rozluźnienie więzi z kościołem. Na tym tle doszło do następującej wymiany zdań (tym razem nie podaję linka, ale jak kto będzie chciał, to łatwo go znajdzie, bo zawsze u mnie był):

 

Przecież wiem, że wierzysz w Boga – nigdy co do tego nie miałem najmniejszych wątpliwości.. Ale Ty z jednej strony odrzucasz to, że to od Twojego pragnienia zależy, jak bardzo Go kochasz (a ja jestem pewien, że to tak jest), a z drugiej postanowiłaś osłabić więzi z kościołem, co jak uczy doświadczenie wielu osób, prowadzić będzie wbrew Twoim intencjom do osłabienia więzi z Bogiem – tak to już jest. To są moje obawy i o nich od jakiegoś czasu ciągle piszę. I proszę Cię, byś mimo swoich wątpliwości to uznała za swoje – przyjmując, jeśli nie mam racji, tracisz niewiele; odrzucając, gdy mam, tracisz wszystko, co ważne.

~Leszek, 2007-02-15 19:24

 

ale przecież to, że wierze nie oznacza, że mam być bezmyślnym robotem przyjmującym na wiarę wszystko zo mówią mi z ambony…nie możesz zaakceptować tego, że ktoś może chcieć zmienić wyznanie??

Weronika, 2007-02-15 20:13

 

Po raz pierwszy mówisz o zmianie wyznania. Jak być może zauważyłaś, wśród blogowych znajomych mam również protestantów i bywało już tak, że w jakiś dyskusjach stawałem właśnie po ich stronie (było tak np. u esti_Angel). Ale jednocześnie uważam, że każdy powinien pozostać w swoim kościele. Nasze wszystkie kościoły muszą myśleć o zjednoczeniu, a będzie to możliwe dopiero wówczas, gdy wszyscy będziemy wzajemnie na siebie otwarci. Wszyscy – nie hierarchia.

I w końcu z mojego życiorysu wiesz, że w naszym kościele można choćby apelować o zniesienie obowiązkowego celibatu i to wcale nie jest tak nierealne. Nie było nierealne 15 lat temu, to tym bardziej nie jest dziś…

~Leszek, 2007-02-15 21:53

 

a ja uważam, że my sami powinniśmy zdecydować się na to jak wierzymy, bo to nie moja wina, że ktoś za mnie zdecydował, że mam wierzyć tak a nie inaczej i tu bynajmniej nie mam na myśli tylko celibatu…więc skoro nie zgadzam się z wieloma doktrynami mojego Kościoła to podaj mi chociaż jeden powód dlaczego mam trwać w czymś z czym nie do końca się zgadzam i żyć tak naprawdę wbrew sobie??

Weronika, 2007-02-16 12:06

 

Podałem przed chwilą.

~Leszek, 2007-02-16 18:06

 

w takim razie dla mnie są mało przekonujące

Weronika, 2007-02-16 20:53

 

Obawiam się, że na tym poziomie abstrakcji nie mam żadnych szans Cię przekonać (skoro odrzuciłaś to, co mówiłem). Albo przedstawisz, co konkretnie masz na myśli (choćby drogą mailową), albo pozostając nieprzekonaną najnormalniej w świecie mi zaufasz, że to nie jest dobry dla Ciebie pomysł, albo ja się załamię – innych możliwości nie ma.

~Leszek, 2007-02-16 22:04

 

nie wszystko można brać na wiare i zaufanie, a przez blog nie można dokładnie oddać emocji, czy czegokolwiek, wszak większość przekazu dokonuje się przez mowę ciała i częstość kontaktów z kimś, poza tym mam wrażenie, że Ty być może chcesz wszystkim naokoło pomóc, że nie zawsze Ci to wychodzi (przynajmniej w moim nie za bardzo). Owszem w wielu sprawach opinia kogoś, kto patrzy na całą sprawę z boku, może być przydatna, ale w moim przypadku bardziej stawiam na doświadczenie (nie twierdzę, że Ty go nie masz, ale poprostu nie takie, jakie mnie by odpowiadało)…pociesz się tym, że jeszcze się taki nie urodził, który każdemu mógłby dogodzić pozdrawiam

Weronika, 2007-02-17 10:42

 

Bardzo mi przykro, wydawało mi się, że jakoś Ci pomagam, że coś tam ze mnie bierzesz… Skoro jednak tak mi się tylko wydawało, to trudno – to pewnie sprawiła ta stara Natalka, która nie chciała nikogo urazić. Rozumiem, że odrzucasz pierwszy wariant bo za daleko, bo brak kontaktów w realu, a nade wszystko dlatego, że Tobie nie leży moja duchowość. Drugi odrzucasz z powodu owej duchowości, która jest dla Ciebie nieprzekonująca; skoro jestem dla Ciebie nieprzekonujący w drobnych sprawach, to trudno zaufać w tak ważnej. Pozostawiasz mi trzeci – jak najbardziej masz prawo do takiego wyboru. Trzymaj się cieplutko – życzę Ci, by wszystkie Twoje plany się zrealizowały i abyś przy tym nie poraniła się za bardzo.

~Leszek, 2007-02-17 12:37

 

Mam nadzieję, że Natalka jeszcze do mnie zajrzy. Może ktoś z Was będzie umiał nadawać na tych samych falach, na których odbiera Natalka – bardzo bym o to prosił.

 

 

 

 

 

 

 

Lustro

Dziś zrobię znowu coś dziwnego – zacytuję sam siebie z komentarza na własnym blogu. Ostatnia notka, która była notką Angeliki, pięknie się kończyła komentarzem autorki dziękującej wszystkim, którzy coś jej napisali.

Niestety dopisał się tam Moherek (przypominam – Moherek i hm, to dwie osoby moderujące bloga ks. Tomasza), a dopisał się zaczynając od „Przepraszam, że nie na temat..”. Myślę wiec, że Moherek wcale się nie obrazi, gdy go przeniosę tu:

 

Przepraszam, że nie na temat -ale nie mogę się powstrzymać, żeby nie napisać w odpowiedzi na zdjęcie zrobione w lustrze: Witaj Stary Zgrzybiały Starcze! Skąd tyle młodej, spokojnej zadumy na tym obliczu ? Leszku -Ty uwierz w siebie! Jesteś Superowym Facetem -to nie chodzi o wygląd oczywiście. Muszę kończyć -gonią mnie (:

~Moherek, 2007-02-15 14:50

 

Oj, Moherku, Moherku – co ja mam napisać? Przecież dobrze wiesz, że jak na blogowicza jestem zgrzybiałym starcem. I eksponuję to, by nie wyszło tak, jak na wszystkich spotach przestrzegających przed internetem. Dopiero teraz przy okazji Landrynki dodałem to „Napisz do mnie” i uznałem, że w tej sytuacji powinienem dodać także zdjęcie, by ci, którzy do mnie piszą, wiedzieli, w jakim jestem wieku.

Co prawda ma to również wady – np. dzisiaj dostałem maila, w którym co chwila było Pan, czego nie znoszę, ale ma tę zaletę, że nikt nie poczuje się oszukany, gdy do niego dotrze, że nie jestem jego rówieśnikiem.

Gdy mój wiek jest znany, to łatwo jest odrzucić wszystko, co mówię nie ze względu na treść, lecz ze względu na to, że jestem „niedzisiejszy”, ale z drugiej strony jeszcze gorzej by było, gdyby ktoś poczuł się oszukany – wtedy już na pewno wszystko by odrzucił.

I w tym momencie mógłbym skończyć, bo to dotyczyło zdjęcia. Ale Ty dodałaś jeszcze „Jesteś Superowym Facetem”.

No więc nie jestem. Wystarczy spytać tych, którzy znają mnie w realu, a nawet tu, w tym światku blogowym. Co chwila ktoś mnie skreśla. Ja tu nikogo nie udaję – jestem, jaki jestem. A jestem taki, że sam nie wiem nawet kiedy, co chwila kogoś ranię, albo tym co piszę, wywołuję oburzenie.

~Leszek, 2007-02-15 20:38

 

    

 

 

 

Modlitwa Angeliki

Do tej pory bywało, że na swoim blogu prezentowałem wypowiedzi z innych blogów, o ile tylko wydawało mi się, że miałem coś ważnego do powiedzenia. Tym razem będzie inaczej – przedstawię tu notkę Angeliki z jej bloga (http://rozmyslania-pielgrzyma.blog.onet.pl), która tak zaparła mi dech w piersiach, że nie miałem nic do powiedzenia (oczywiście wszystko dzieje się za zgodą Angeliki – co dodaję, by nikt nie miał żadnych wątpliwości):

 

Dziś już wiem, jak czuje się osoba, którą odtrącił, zostawił ktoś na kim tej osobie zależało.

Mówiąc prościej – wiem jak się czuję ja, zostawiona przez człowieka, na którym mi zależało, którego pokochałam.

Wznoszę dziś jednak mój wzrok do nieba, bo zdałam sobie sprawę z czegoś jeszcze.

Dziś już wiem jak czuje się Ten, który mnie kocha, za każdym razem, gdy ja odwracam się od Niego, mówię „nie”, buntuję się, wyrzucam Mu, że Jego miłość nic dla mnie nie znaczy, gdy grzeszę.

Czuję, jak nigdy w życiu, jak to boli.

Wiem już jak czeka się z otwartymi ramionami na powrót ukochanej osoby. Wiem jak bardzo się pragnie bliskości ukochanej osoby.

Wyobrażam sobie ile można wybaczyć osobie którą się kocha, jak można powiedzieć ” słuchaj, nie ważne jak bardzo cierpiałem z powodu twego odejścia, moje serce przepełnione jest radością, bo oto jesteś.”.

Jak wielkie są słowa „Dobrze, że jesteś”. Któż mnie lepiej zrozumie, jak nie On…?

Niech się dzieje wola Twoja, Panie. Bo znasz słabość duszy Twych dzieci i nakładasz na każdego jedynie taki ciężar, jaki jest zdolny unieść. Błagam Cię, byś chociaż Ty zrozumiał moją miłość, bo to jedyna rzecz, którą będę mogła zabrać do innego świata. I spraw, by moja miłość do Ciebie, do ludzi, została odważna i czysta, wiecznie żywa, pomimo przeciwności…

 

Angelika (12:14)

 

 

Piękna jest Twoja refleksja i bardzo głęboka. Nic dodać, nic ująć!

~Leszek 2007-02-10 12:23

🙂

~Angelika 2007-02-11 11:15

 

Prawda, że piękne! I jakie mądre. Gorąco zachęcam do odwiedzania Angeliki – naprawdę warto.

 

U Angeliki jest już nowa notatka – zachęcam.

(A w tajemnicy jeszcze powiem, że moje blogowanie zaczęło się od Angeliki. Pod koniec sierpnia dostałem maila z linkiem do pewnego bloga. Tamten okazał się zwykłym łańczuszkiem, ale po raz pierwszy w życiu zacząłem się przyglądać innym. Trafiłem na bloga Angeliki – był to pierwszy, który mi się spodobał. Niestety ledwo go odkryłem, a nagle znikł. I wtedy zaczęła we mnie kiełkować myśl, że być może w tym wszystkim chodzi o to, bym swoje „Listy..” opublikował właśnie w takiej formie. I tak zrobiłem – we wrześniu ruszył mój. Szczęśliwie dla nas wszystkich Angelika w październiku reaktywowała swojego.)

 

 

 

Podziękowania

Chciałbym podziękować wszystkim, którzy wsparli mnie, czy to podzielając moje zdanie, jak uczyniła to Angelika, czy mówiąc o tym, że ten blog jest im potrzebny, gdy ja zwątpiłem i chciałem go zamknąć – a więc Aniołkowi (Małej Istotce), Joasikowi, Tusi i Upadłemu Aniołowi. Nie jestem aż tak poraniony, jak ci, którym staram się pomagać, ale troszkę tak – łatwo o to, bym zwątpił, czy mam co dawać.

Gdy taka próba jest przyjmowana tak, jak to było ostatnio, myślę, że nikogo nie dziwi, iż uznaję, że nie mam (a nawet jeśli mam, to nie potrafię, a więc w sumie wychodzi na to samo).

Dziękuję więc Wam, że mnie podtrzymaliście – okazało się bowiem, że było warto. Landrynka na prawdę szukała pomocy, bliska była tego, by po raz kolejny próbować odebrać sobie życie, a teraz jest pełna życia. Wie, że nie będzie łatwo, ale jest pełna życia.

Dziękuję więc i samej Landrynce, że wpuściła mnie przez swoją skorupkę, którą starała się odgrodzić od świata!

Wierzę również w to, że pozostałe osoby, które były tu, gdy wszystko jeszcze się ważyło, jak Duszka i Asiaple, choć nie wsparły mnie słowami, to wspierały swoją modlitwą – a ta była mi bardzo potrzebna.

Dziękuję także w Zawieszonej w Czasoprzestrzeni, która co prawda nie odważyła się wcześniej odezwać, ale na koniec też napisała, że jej również brakowałoby tego bloga.

A więc jeszcze raz wszystkim – DZIĘKUJĘ!!!

 

 

 

 

 

Notka dla Landrynki

   Landrynko!

   Widzę, że od czasu do czasu do mnie zaglądasz. Kiedyś mnie tu atakowałaś, ale jednak coś znajdujesz dla siebie, bo inaczej nic by tu Ciebie nie ciągnęło. No to tym razem znajdziesz notatkę specjalnie dla siebie.

   Wiem, że nie dajesz sobie rady ze swoją miłością. Chciałabyś tak, jak inne dziewczyny kochać się w normalnych chłopakach, a nie akurat w księdzu..

   Nie ma w Tobie radości, bo nie zauważasz, że ta miłość jest specjalnie dla Ciebie.. Patrzysz w przyszłość i na swoją miłość nakładasz wszystkie obrazki, jakie Ci się kojarzą z miłością – wspólny dom, dzieci.. Wiesz, że tego nigdy nie będziesz mieć (nawet gdyby Twój ksiądz odwzajemnił to uczucie), więc ogarnia Cię smutek. Czujesz się źle i czujesz się zła, bo chciałabyś mieć to, co do Ciebie nie należy..

   Tymczasem te obrazki są Ci zupełnie do niczego niepotrzebne, bo nie one są istotą miłości – istotą miłości jest to, by dawać siebie temu, którego się kocha. Jest jasne, że to Twoje dawanie będzie zupełnie inne, niż dawanie Twoich koleżanek swoim chłopakom. Nie wiem, kim jest Twój ksiądz – przypuszczam, że np. moderatorem w jakiejś wspólnocie, do której należysz; aktywne działanie w tym ruchu (jeśli to jest właśnie tak), jest najpiękniejszym i najwspanialszym dawaniem siebie, jakie tylko można sobie wyobrazić (i jestem tego absolutnie pewien!).

   Z drugiej strony dobrze by było, gdybyś przyjrzała się temu, co już dostałaś od tego, którego kochasz. Jestem pewien, że dostałaś znacznie więcej, niż wszystkie koleżanki, których miłość jest znacznie łatwiejsza niż Twoja.

   Więc nie martw się na zapas – nie ma po co! Ciesz się z tej miłości póki trwa, póki kochasz (choć kochasz bez wzajemności), bo jestem pewien, że ta miłość ubogaca Ciebie, jak rzadko która!

 

   Trzymaj się cieplutko i od czasu do czasu się odezwij – nie musisz kryć się na moim blogu, bo zawsze chętnie Cię zobaczę.

 

 

 

 

Tajemnica Krecika (2)

Tak, jak przewidziała Agnieszka, Krys się nie poddał – zregenerował siły i zaczął tak:

„..to wiemy, że sami z szatanem nie damy sobie rady i wzywamy Pana Boga na pomoc..”
Tak ale powiedz mi teraz kto owładniety już mocą szatana wpadnie na pomysł by krzyczec do Boga!
Wiesz dam ci taki prosty przyklad z zycia tu na ziemi….
Jest sobie czlowiek (z rozumiem) który z jakis tam powodow czuje sie samotny, nagle przychodza mu z pomoca w tej samotnosci ludzie z sekty. Sekta fajna, bo mowi ze kocha tego czlowieka i szanuja go(tak mu sie wydaje) i wogole super!
I tearz ta…jest on owładnięty ich mocą, ma wolną wolę, sekta jest zła i co…woła o pomoc…? Nie woła….. Bliscy dopiero mu pomogą na siłę…. Jesli ma ich !
I co? Bog bedzie czekać na nas az sie otrząsniemy czy powalczy troche….?
Bo gdyby ta rodzina czekała az ten kolo sam wyjdzie z sekty to by sie nie doczekali! Musieli zaczac dzialac sami!
Czemu Bog tak nie zrobi….jeśli widzi ze marnie z nami?
~Krys, 2007-02-04 15:17

Sam mówisz, że wysłał rodzinę – to o co Ci chodzi? Ciekawe jak długo musiał ją przynaglać?
~Leszek, 2007-02-05 12:39

nie, tu chodzilo mi o to ze ta rodzina to tak jak Bog. To bylo porównanie sutuacji naszej-Bog  do sytuacji ziemskiej  my-rodzina.
~Krys, 2007-02-05 15:12

Widzę, że troszkę za mną nie nadążasz – przepraszam, zwolnię tempo. Ja Ci odpowiedziałem, że wola Boża sama się nie realizuje, lecz poprzez ludzi. Im więcej będzie na ziemi ludzi gotowych wypełniać wolę Bożą, tym więcej nasz świat będzie przypominał Królestwo Boże. Oczywiście masz rację, że jeśli komuś rozumku nie starczy i wiedząc, czym się kończą romanse z sektami, uzna, że jego to nie dotyczy, to do wyciągnięcia go z sekty konieczna jest pomoc innych. I Bóg tę pomoc organizuje wskazując w sumieniach różnych ludzi, którzy mogą pomóc, co powinni w danym momencie czynić (głos sumienia to nie tylko wyrzuty po grzechu, ale również Boże nawoływania do podjęcia jakiegoś działania). Oczywiście to dzieje się również w poszanowaniu wolności tych ludzi – oni to wezwanie mogą odrzucić (właśnie ta myśl była ukryta w tym zdaniu – ciekawe, jak długo musiał ich przynaglać). Czy teraz już wszystko jasne?
~Leszek, 2007-02-05 18:42

Zdaje się, że się w końcu rozjaśniło.

Tajemnica Krecika

Znowu przedstawię dyskusję, w jaką wdałem się nie na swoim blogu. Tym razem tym blogiem był blog Agnieszki-Krecika http://nieboznajdewszedzie.blog.onet.pl (aż się dziwię, że dopiero teraz go odkryłem, choć zaglądają tam różni moi znajomi blogowi). Krecik od razu na samym początku notki zadał(a) następujące pytanie:

Czy MIŁOŚĆ z Pisma Świętego jest czymś nierealnym, za trudnym, przesadzonym, za pięknym, by mogła być prawdziwa…?

(gorąco zachęcam do przeczytania całej notki). Moja wypowiedź stałych moich czytelników na pewno nie zdziwi:

Oczywiście, że taka miłość jest możliwa. Wynika to z tego, że wszelka miłość ma swe źródło w Bogu – im bardziej jesteśmy podatni na prowadzenie przez Boga, tym bardziej nasza miłość przypomina tę z listu św. Pawła. Ponieważ wydaje mi się, że nie skorzystałaś z mojego zaproszenia do przeczytania moich „Listów..”, to tu zacytuję pierwszy z nich (ten jest króciutki):
Miłość jest najpiękniejszym darem, jakim Bóg mógł nas obdarzyć. To Jego miłość, którą On poprzez nas przemawia do nas wzajemnie. Jesteśmy sobą urzeczeni, bo widzimy siebie wzajemnie Jego oczami, widzimy siebie takimi, jakimi On nas widzi. A zarazem kochając siebie wzajemnie, Jego kochamy. Ot i cała tajemnica miłości.
~Leszek, 2007-02-03 17:23

Krecik był zajęty nauką, więc się nie odezwał, ale w polemikę ze mną wszedł Krys:

A nie zauwazyłeś przez przypadek ze my siebie nie kochamy!!! nienawidzimy często samych siebie!! zatem co…Bog nas nienawidzi…?
~Krys, 2007-02-03 18:38

A nie zauważyłeś przez przypadek, że ja napisałem o tych, którzy się kochają – może rzadko to się zdarza, ale zdarza i ci, którzy się kochają widzą się właśnie tak.
Jeśli chcesz już koniecznie dopisać jakąś paralelę, to uleganie nienawiści, jest dopuszczeniem do siebie spojrzenia na innych ludzi oczami szatana; z tym, że ja wcale nie twierdzę, że tak jest – takie usytuowanie szatana byłoby dla niego nobilitacją, zakładałoby jakąś równość osób, gdy tymczasem szatan jest jedynie zbuntowanym aniołem, który stara się odsunąć nas od Boga. Człowiek, który nienawidzi, nie dopuszcza Boga do siebie i jego spojrzenie nie jest bożym spojrzeniem. I tyle. Tu jest kropka. Zapraszam do lektury moich „Listów..”; myślę, że są czytelnie napisane i je zrozumiesz bez problemu – ten list zerowy jest szczególny.
~Leszek, 2007-02-03 19:26

Dobra ok kapuję ze gdy patrzymy na innych badz siebie z nienawiscia to nie patrzymy oczami Boga, ale w takim razie dlaczego Bog pozwala byśmy tak patrzyli !!?? Dlaczego pozwala by szatan dyktowal tu swoje plany ! I pozwala byśmy patrzyli na siebie z nienawisci!
wg. mnie milość z pisma świetego jest tak swieta ze jest nie do osiągniecia dla zwyklego czlowieka, bo zwykly czlowiek boi sie świętości. Tak jak powiedziała Agnieszka, boimy się bo piękno zazwyczaj daje nam kaganiec i smycz(tak nam się wydaje). Ta milość z Listu Pawła jest jedynie czymś do czego możemy dązdyc, ale nigdy osiagnąć…
 ~Krys, 2007-02-03 19:33

Zacznę od rzeczy najbardziej podstawowych – naszym celem jest niebo, czyli wejście w taką samą relację miłości, jaka łączy Boga-Ojca z Jego Synem. Po to by było to możliwe dostaliśmy tu na ziemi tylko jedno zadanie – nauczyć się kochać. Rzecz jednak w tym, że miłość jest możliwa jedynie w wolności. Bóg chcąc byśmy nauczyli się kochać musiał dać nam wolność; bez niej nie mielibyśmy żadnych szans na to, by się jej nauczyć. Ale wolność oznacza m.in. to, że my wcale nie musimy chcieć się jej uczyć, możemy wręcz poddać się działaniu szatana (w tym też przejawia się nasza wolność) i ulec zniewoleniu – człowiek zniewolony kochać nigdy się nie nauczy. To jest jeden z największych paradoksów naszego życia, że wolność, która została nam dana po to, byśmy mogli nauczyć się kochać, możemy wykorzystać do tego, by ulec zniewoleniu.
~Leszek, 2007-02-03 20:32

Tak tylko ze ta wolność wydaje się czasem olaniem nas przez Boga ! Pozwala na to by szatan nami zaczął rządzic i kierować. Wiem ze to jest straszne co mówie, ale tak się czuję wiekszość luidzi na tym swiecie…
Ja sobie zadaje pytanie czy Bog jest swiadom tego ze malutki szary czlowiek nie umie sobie poradzic z moca szatana wiedzac tylko ze Bog go kocha ale nie czujac tego wobec dzialalnosci diabła! Wiem, Jezus jest czlowieki i tez był kuszony przez szatana ale on był również Bogiem wiec miał inny sposob myślenia i czucia….
Bog chyba nie wie jak nam jest trudno….a jesli wie to jest to tylko wiedza teoretyczna.
Ok mamy wolną wolę, ale to jak z kupowaniem proszku….nikt nas nie zmusza do zadnej firmy, a jednak kupimy ten którego lepsza bedzie reklama ! Szatan lepiej  i glośniej sie reklamuje niż Bog…. Pytam dlaczego Bog o nas nie walczy!!?? Jakby mu nie zalezało… !
 ~Krys, 2007-02-03 21:46

Z tego powodu Bóg dał nam również rozumek – a to, jak z niego korzystamy, od nas zależy. Jeśli tylko korzystamy z niego (nawet jeśli za dużo go nie mamy), to wiemy, że sami z szatanem nie damy sobie rady i wzywamy Pana Boga na pomoc. Niewezwany nie pomoże, bo to naruszałoby naszą wolność – wezwany pomoże zawsze.
Jedyny problem to tylko taki, że jesteśmy skażeni grzechem pierworodnym, tj. sami nazywamy, co jest dobre, a co złe. Ale jeśli ktoś korzysta z rozumku (nawet jeśli nie ma go za wiele), to zaufa Bogu i Jego będzie prosił o rozeznanie, co jest dobre, a co złe. I znów – Bóg poproszony da to rozeznanie; niepoproszony nie da, bo to naruszałoby naszą wolność. Wszystko jest szalenie proste i logiczne – na prawdę za dużo tego rozumku nie trzeba, wystarczy tylko trochę – ważne jednak, by chcieć z niego korzystać.
I w ten oto sposób doszliśmy do tego, co mówią wszyscy, którzy przeszli przez śmierć kliniczną – na tym świecie ważne są tylko dwie rzeczy, by kochać i by korzystać z rozumu.
~Leszek 2007-02-03 23:16